35 najlepszych płyt roku 2009

Pora przywitać się na nowo, a jednocześnie domknąć rok zestawieniem 35 (tym razem – kto śledził moje zapiski wcześniej, ten wie, dlaczego właśnie tyle). Jak zwykle pozwoliłem sobie uwzględnić w nim reedycje, pod warunkiem, że są to płyty po raz pierwszy dostępne na płycie CD albo pokazują jakieś nagrania w ogóle dotąd nieznane. Warto zwrócić uwagę na to, że do tegorocznej listy – bezwzględnie nieczułej na podziały Polska/świat, bo nie będę tu robił oddzielnego narodowego zestawienia – wskoczyły aż dwie krajowe płyty. Kto chce porównać tę bieżącą listę z poprzednimi, znajdzie archiwalne tutaj: rok 2007, rok 2008. Długie milczenie postaram się nadrobić w najbliższym czasie. Zresztą pewne szczegóły na tej stronie – poza tym jednym wpisem – już sygnalizują mój powrót do pisania bloga. Dzięki za miłe sygnały w trakcie mojego milczenia. Poniżej już po prostu lista. Jak zwykle posortowana ALFABETYCZNIE.

Akron/Family – Set ‚Em Wild, Set ‚Em Free (Dead Oceans)
Skopana przez krytykę za to, że jest nie-tak-dobra-jak-poprzedni-album, podczas gdy jest wciąż lepsza-niż-większość-tegorocznych-albumów. Do folku i psychodelii dorzucili trochę rocka progresywnego i odjechali może nie tak daleko jak poprzednio, ale i tak słuchana po wielu miesiącach, ta płyta z lekkością potwierdza wielką klasę. A ja potwierdzam to, co o niej napisałem tutaj, jeszcze w lipcu. Ale jeszcze raz podkreślam – Akron/Family otwierają to zestawienie dzięki pierwszeństwu w alfabecie.

Alarm Will Sound – a/rhythmia (Nonesuch)
Świetny koncept związany z poszukiwaniami w zakresie współczesnej rytmiki, pozwalający skojarzyć na jednej płycie Conlona Nancarrowa, Autechre i György Ligetiego. Rewelacyjne wykonania orkiestry z Rochester (znanej z „Acoustiki” z ich wersjami utworów Aphex Twina), która na polu minimalizmu i transkrypcji utworów elektronicznych na akustyczne instrumentarium nie ma sobie równych. Specem od tak zwanej poważki nie jestem, ale to jest album, który tego rodzaju specjalizacji nie wymaga. Więcej było tutaj (i może ktoś w końcu skomentuje, bo się z tym dość samotnie czuję).

Alva Noto – Xerrox, vol. 2 (Raster-Noton)
Nie gorsza niż „jedynka” z tej samej serii. Wprawdzie Carsten Nicolai w swoim podsumowaniu roku na Boomkacie lansuje chyba wszystkie tegoroczne wydawnictwa Raster-Noton z wyjątkiem swojego, to jego płyta była znów najmocniejszym punktem katalogu R-N w tym nie najmocniejszym dla tej firmy roku. Nieco więcej było tutaj.

Animal Collective – Merriweather Post Pavilion (Domino)
Trochę się odcinałem od powszechnej egzaltacji na początku roku (ślad tego pozostał tutaj). Pod koniec roku za to dziwiłem się, że w naszym „Przekrojowym” podsumowaniu nie wygrał AC, bo to jednak płyta, która pogodziła różne gusta muzyczne. Powinienem dopisać + „Fall Be Kind”, w końcu EP-ka, która wyszła w listopadzie przypomniała o tym, kto zdominował (może to prawdziwe znaczenie nazwy wytwórni?) ten rok.

The Antlers – Hospice (Frenchkiss)
Jedna z licznych w tym roku płyt, które dopiero jako album właśnie, a nie zbiór luźno poukładanych piosenek, mają sens. Mojej sympatii dałem już wyraz tutaj, więc pozostanę przy tym, że to dla mnie jedno z największych odkryć roku.

Black To Comm – Alphabet 1968 (Type)
Powyższą uwagę mógłbym powtórzyć i tutaj – mało było w 2009 roku albumów tak bogatych, jeśli chodzi o różne środki wyrazu, które zarazem tak dobrze kleiłyby się jako całość. Marc Richter nagrał świetny album.

The Bran Flakes – I Have Hands (Illegal Art)
Jeszcze raz pokłonię się złodziejom z Illegal Artu, których jestem stałym klientem i jeszcze innym wciskam to, co ukradną (to się już chyba nazywa paserstwo, co?). Ten rok nie był dla nich tak wielki jak poprzedni, ale The Bran Flakes słuchałem przez całą wiosnę. Pisałem o nich w kwietniu.

Bill Callahan – Sometimes I Wish We Were An Eagle (Drag City)
Nikogo pewnie nie zdziwi fakt, że to była najczęściej przeze mnie słuchana płyta roku 2009. I chyba najczęściej na tym blogu wspominana. Znam większych fanów artysty niż ja, ale z drugiej strony dla mnie to jest właśnie szczytowy moment Callahana. Dojrzała, piosenkowa, elegancka płyta. Na koncercie czegoś mi zabrakło, ale płyta jest od pierwszej do ostatniej nuty arcydziełem.

Camera Obscura – My Maudlin Career (4AD)
Nie wiem, jak ta dobra popowa płyta wytrzyma próbę czasu. Staroświeckie zacięcie C.O. może za parę lat brzmieć śmiesznie, ale zdarłem  ten album w roku 2009. Dialogowałem też wewnętrznie na jego temat tutaj, więc wszystko powinno być w miarę jasne. Z naciskiem na „w miarę”, bo grają tu też rolę jakieś prywatne emocje, których sam do końca nie zrozumiem.

Jamie Cullum – The Pursuit (Decca)
Dopiero co Camera Obscura, a teraz jeszcze to? Może Was dziwić obecność tej płyty w zestawieniu. Chociaż nie powinna. W porządku, uznajcie to za jedną z moich tegorocznych „guilty pleasures”, jeśli to uprości sprawę. Problem w tym, że wcale nie czuję się „guilty”. Recenzja tego albumu była na stronach „Przekroju”.

Dan Deacon – Bromst (Carpark)
Bardzotodobre-bardzotodobre-bardzotodobre-bardzotodobre-bardzotodobre-bardzotodobre-bardzotodobre-bardzotodobre. Inne, mniej rytmiczne refleksje tutaj.

Death …For The Whole World To See (Drag City)
To nie death metal rzecz jasna, tylko zagubiona płyta protopunkowej grupy z połowy lat 70.  W tym wypadku odnoszę się do legendy, a zatem krótko: album nie jest tak pionierski muzycznie, jak mówią, ale z całą pewnością jest tak dobry jak mówią. Przy okazji: Drag City znów rządzi!

The Flaming Lips – Embryonic (Warner)
Kiedy już wiem, że wzięli się za coverowanie „Dark Side Of The Moon”, łatwiej przychodzi mi zrozumieć „Embryonic”. Majstersztyk brzmieniowy, płyta świetna jako całość, chociaż możecie mi nie ufać: każda płyta Wayne’a Coyne’a z ostatnich lat trafiłaby do mojego rocznego zestawienia. 😉 W „Przekroju” napisałem nieco więcej.

Fuck Buttons – Tarot Sport (ATP Records)
Kolejny z kategorii zagęszczonych rytmicznie i transowych albumów, w jakie obfitował ten rok. Bardzo dobra kontynuacja „Street Horrrsing”, dalej cudownie prymitywna,  jak gdyby F.B. wychowywali się w dżungli ostatnim hajpem, na jaki się załapali, byłby Tarzan. Ale jednocześnie nie powtarzająca wprost patentów z pierwszej płyty.

Iron & Wine – Around The Well (Sub Pop)
Wiadomo, że Sam Beam nie nagrał złej płyty. Wszystko wskazywało zatem na to, że archiwa też ma niekiepskie. Skuteczność jak zwykle stuprocentowa. I kolejny powód, by uwzględniać w zestawieniach także kompilacje i archiwa, jeśli mają taką wartość jak ta. Trzy słowa więcej tutaj.

Junior Boys – Begon Dull Care (Domino)
Że zacytuję jednego z tutejszych blogowych bywalców: jak nic wróci w zestawieniach rocznych. I wraca. Choć po intensywnym okresie słuchania wiosną zapomniałem o tej płycie na jesieni. Trzy powody, dla których warto wrócić – tutaj.

King Midas Sound – Waiting For You (Hyperdub)
Jedna z ostatnich wielkich płyt roku. I powrót  Kevina Martina, który przed rokiem dominował w zestawieniach jako The Bug. Tutaj nazwa wytwórni mówi wszystko – atmosfera jak z nagrań Buriala czy Kode9, a do tego znakomite wokale. Ciekawe jest to, że „Waiting For You” pachnie już trochę ślepą uliczką dubstepu jako gatunku, w którym już wszystko powiedziano, jeśli chodzi o brzmienie, a zarazem wyprowadza ten gatunek na zupełnie inne wody – potencjał „Waiting For You” w dotarciu z tego typu muzyką do szerokiej publiczności jest moim zdaniem olbrzymi.

Leyland Kirby – Sadly, The Future Is Not Longer What It Was (History Always Favours The Winners)
Ścieżka dźwiękowa do tegorocznej jesieni. Rozkłada na łopatki nowy album Basinskiego, tegoroczne płyty ambientowe i nowych kameralistów z Arnaldsem i Richterem na czele. I to za jednym zamachem – w końcu trzy płyty to kilka godzin słuchania, a zbierany przez długie miesiące zestaw kompozycji Kirby’ego, to rzecz ogromnie charakterystyczna i wciągająca emocjonalnie. Mam nadzieję uzupełnić braki i dopisać kilka słów na temat tego artysty, którym w gorszym dla bloga czasie zająłem się bardzo obszernie na antenie Dwójki.

Loop – The World In Your Eyes (Revolver) 3CD
Olbrzymią przyjemność sprawiły mi wszystkie reedycje Loop, ale nie wiedziałem, że utwory spoza zasadniczych albumów (bo ta trzypłytowa wersja wydawnictwa to o wiele więcej niż oryginalne „The World In Your Eyes”) sprawią mi największą i najmilszą niespodziankę. Więcej dywagacji na temat Loop było tutaj.

Mordant Music – SyMptoMs (Mordant Music)
Jedyny pozytywny wpływ tegorocznego (wyjątkowo kiepskiego, moim zdaniem) podsumowania roku w „The Wire”. Wróciłem do Mordant Music i zasłuchałem w tej płycie. Bo niby zasłużona w ostatnich latach brytyjska wytwórnia, ale dotąd nie miałem do niej osobistego stosunku. „SyMptoMs” ten stosunek mi dały. Baaardzo pozytywny.

Mount Eerie – Wind’s Poem (P.W.Elverum & Sun)
Jeszcze jeden album, którego nie zdążyłem opisać na blogu tej pracowitej jesieni. Bardzo mroczna, ponura, a jednocześnie niezwykle plastyczna płyta Phila Elveruma.  Folk, który połknął black metal.

Mountains – Choral (Thrill Jockey)
Ocieplony partiami gitary elektroniczny ambient, który próbowałem lansować zim ą jako antidotum na plotki na temat Jacksona. Nie wiedziałem, że dużo łatwiej by to było wylansować przez hasło Michael Jackson w lecie. Tutaj można przeczytać tamtą notkę. Mętny ma trochę (notka oczywiście) charakter, ale płyty warto posłuchać.

Natural Snow Buildings – Shadow Kingdom (Blackest Rainbow)
Olśnienie tego roku. Zupełnie inny świat dźwięków. Folk, psychodelia, Indianie, horror, przestery i przeszkadzajki. Zabrało mi to czas, który zwykle poświęcam na przesłuchanie jakichś dziesięciu lub więcej nowych płyt. Więc jeśli to zestawienie ma Waszym zdaniem niepełny charakter – wiecie, że ta dwójka Francuzów jest wszystkiemu winna. Podtrzymuję to, co pisałem tutaj.

Paristetris – Paristetris (Lado ABC)
To był świetny rok w polskiej muzyce. Zacząłem nabierać nadziei na kilka naprawdę eksportowych (ech, te nasze kompleksy) zespołów. Idealnym pomysłem na początek jest Paristetris, w zasadzie w jednej trzeciej z importu. Sam się na moment w tych zawiłościach pogubiłem (dowody tutaj), ale – jak to mówią – lepiej z Paristetris zgubić niż z Paris Hilton znaleźć.

Rob Mazurek Quintet – Sound Is (Delmark)
Lider w świetnej formie, do tego John Herndon z Tortoise w formie lepszej niż u siebie, Matthew Lux z Isotope 217 i nie tylko. Zaskakująco dobra płyta jazzowa,  swobodna, ale jednocześnie dość przystępna, konkretna, precyzyjna. Rzecz nieco retro w klimacie, żyje duchem cool jazzu. Słychać, że Mazurkowi dobrze zrobił epizod współpracy z Billem Dixonem (patrz moje zestawienie sprzed roku).

Alasdair Roberts – Spoils (Drag City)
Dostało mi się za ocenę tej płyty. I przyznaję, że niesłusznie aż tak chłodno o niej napisałem. Ale w kontekście całego roku i dość rozczarowujących premier ze światka nowego folku i alt-country (a przypomnę, że w tym samym roku płyty wydali Oldham, Antony i Devendra Banhart), „Spoils” wyrasta na faworyta. Szczególnie, gdy doliczyć do tej płyty jeszcze minialbum „The Wyrd Meme”.

Różni wykonawcy – Dark Was The Night (4AD) 2CD
Składanka – jak to składanka – zawsze nieco zbyt obszerna, ale materiał złożony z piosenek (covery klasyków albo własne kompozycje) momentami może imponować, a zestaw wykonawców, cała śmietanka sceny folkowej i alternatywno-rockowej – imponuje już z całą pewnością. Przy okazji potwierdzając szczęście 4AD do składanek. Pisałem o tym wcześniej tu.

Różni wykonawcy – Mary Anne Hobbs: Wild Angels (Planet Mu)
Didżejka radiowa publicznego radia brytyjskiego? I czymże taka się różni od Marcina Kydryńskiego? Zaryzykuję: wszystkim, oprócz jednego: oboje wydają swoje kompilacje. Problem w tym, że Hobbs, pierwsza dama dubstepu i pilna obserwatorka brytyjskiej sceny elektronicznej wydaje albumy wypełnione wyjątkowymi nagraniami wyprzedzającymi duże wydawnictwa i dopiero zwiastującymi nowe postacie sceny. Jedne z najlepiej wydanych pieniędzy w roku 2009.

Sonic Youth – The Eternal (Matador)
Słyszałem już mnóstwo teorii na temat ostatnich kilku płyt Sonic Youth. W moim przekonaniu najbardziej prawidłowa jest wersja mówiąca, że od lat ta grupa nie nagrała złej płyty. „The Eternal” to hołd pamięci nieodżałowanego Rona Ashetona. Skromne posunięcie ze strony zespołu, który w tej chwili jest już dla alternatywnego świata legendą nie mniejszą niż The Stooges. Kilka zdań więcej tutaj.

Speech Debelle – Speech Therapy (Big Dada)
Lekko, miło i przyjemnie, o czym zresztą już pisałem. W tym roku ta artystka rekompensowała mi brak The Streets. Cieszyłem się, gdy dostała Mercury Music Prize, ale jeszcze bardziej cieszyłem się z tytułu „płyty dekady” w zestawieniu „Guardiana” dla Mike’a Skinnera. 😉

Sunn O))) – Monoliths & Dimensions (Southern Lord)
Nieco gorszą w tym roku formę dronowego metalu jako całości wynagradza jego główny przedstawiciel. Jeśli ktoś pamięta słowa (bodajże) Chruszczowa o tym, że rock progresywny to „wyziewy z latryny”, uzupełniam tę przenośnię: Sunn O))) to wyziewy z piekielnej latryny.

Terror Danjah – Gremlinz (The Instrumentals: 2003-2009) (Planet Mu)
Po raz kolejny brytyjski hip-hop mi wystarczał. Tego producenta – z ręką na sercu – nie rozpoznawałem, zanim trafił do mnie zbiór jego podkładów, z którego wyciąłbym co najwyżej wkurzające na dalszą metę (ale to znak rozpoznawczy artysty) dźwięki gremlinów. Reszta to kompletna rewelacja. Do tego też chętnie wrócę przy okazji, bo rzecz jest warta wsparcia.

Tomasz Stańko Quintet – Dark Eyes (ECM)
Cienki jak barszcz tytuł płyty, w dodatku zdrada narodowego składu muzyków… Eeee… Rzecz w tym, że Stańko znów jest w jakiejś kosmicznej formie i świetną płytę wydał w rocznicę ECM-u. Pisałem o niej w „Przekroju”.

White Rainbow – New Clouds (Kranky)
Dobrze znany syndrom: album jest gorszy od poprzedniego, „Prism Of Eternal Now”, ale czy to coś zmienia, jeśli wciąż pozostaje lepszy niż większość innych? Poza tym, o ile dobrze pamiętam, to jedyna premiera z Kranky, która mnie w tym roku naprawdę nie zawiodła, a to już coś, bo tę wytwórnię uwielbiam.

John Zorn – Alhambra Love Songs (Tzadik)
Poza Callahanem i Natural Snow Buildings najczęściej słuchany przeze mnie album tego roku. Ścieżka dźwiękowa do życia, która pozwala zachować dobry nastrój w każdej sytuacji. Fanom Zorna wydać się może przesłodzona, ale to, co się tu dzieje w warstwie rytmicznej, to zgranie – fenomen! Więcej tutaj (notabene z całej trójki opisywanych tam płyt tylko dla Sweet Billy Pilgrim straciłem nieco serca przez wiele miesięcy).

46 responses to “35 najlepszych płyt roku 2009

  1. > Pod koniec roku za to dziwiłem się, że w naszym “Przekrojowym” podsumowaniu nie wygrał AC, bo to jednak płyta, która pogodziła różne gusta muzyczne.

    No chyba jednak nie pogodziła, skoro pojawiła się w pierwszej 10 tylko u Ciebie 😉 Flaming Lips pogodzili (prawie) wszystkich.

  2. Ach jaka piękna nieostra fota z konikami w nagłówku tegoż bloga 😀
    (był to rytualny zachwyt wiernej fanki)
    Podsumowanie się przyda, chyba potrzebuję czegoś nowego muzycznego.

  3. @szubrycht –> Tak, wyszło na to, że jestem entuzjastą AC, choć na początku roku wydawało się, że jestem raczej sceptykiem. 🙂

    @Ania –> Hm, chyba nie na długo ten nagłówek, bo jak nic ktoś pomyśli, że to blog o koniach.

  4. To radzę ogłosić konkurs na nagłówek, grono wiernych fanów na pewno poratuje 😀

  5. No i wyszło, że Płyty Roku wybierasz pod okładki.

  6. (nadające się na logo bloga)

  7. Myślę, że jeszcze inaczej – mimo pozornego niepozycjonowania celem nie wyróżnienia nikogo, płyta roku jest chyba oczywista. Zeszły rok Bruegel, teraz konie Callahana…

    Pozdrawiam i polecam też nasz rok w singlach i płytach:

    http://www.coldaim.blogspot.com

  8. się zdziwiłem, bo mi się zdawało że Alasdair Roberts to taki gość,którego tylko ja słuchałem w tym roku:P z tym że mnie ten album wynudził bardzo

  9. brak Tima Heckera , HEALTH , The Clientele , Dooma , Lindstroma z Prinsem Thomasem , Dinosaur Jr. i Japandroids

    plus za Speech Debelle , Natural Snow Building i Alva Noto

    zero o glo-fi , czy tam chillwave !!! (jak kto woli) – a te płyty zachwycały w tym roku jakością i moim skromnym zdaniem wygrały ostateczną batalię z wysypem freakfolkowych płyt.

  10. @insidejoker –> Tim Hecker, Doom, Lindstroem, Dinosaur jr. tylko nieco gorsi niż zwykle moim zdaniem, ale nie załapali się. Nad Heckerem i Dinosdaurem wahałem się najdłużej. Japandroids i Health nie spodobało mi się tak, jak znajomi polecający mi te kapele myśleli.
    Co do glo-fi i chillwave, to w supernowych terminach chyba jestem do tyłu. 😦 O jakich wykonawcach mowa?
    Ale zgadzam się z opinią, że na scenie folkowej lekki kryzys.

    @coldaim –> Zgadza się.

  11. http://en.wikipedia.org/wiki/Chillwave
    Washed Out, Neon Indian, Memory Tapes, Toro y Moi itd

  12. Naturalnie o Toro y Moi, Allen’ie Greene – Washed Out (life of leisure -płyta roku), Neon Indian, Nite Jewel, Memory Tapes i np. Ducktails. Nie przesadzę chyba jeśli powiem, że były to jedne z najciekawszych rzeczy w tym roku.

  13. No tak. Jest hasło w Wikipedii. Czyli jednak jestem lamusem. Czymś się to różni od hypnagogic popu?
    Zaraz się koło tego zakręcę, chociaż definicja na Wiki brzmi jak gdyby chodziło o trend już nawet nie sezonu, tylko pół sezonu.

  14. Szczęśliwego Nowego Roku, Bartku! Dla ciebie, a także dla wszystkich czytelników twojego bloga.
    Jako że najlepszym komentarzem do czyjegoś podsumowania jest chyba podanie własnego, odsyłam pod poniższy adres:
    http://odkrywamyameryke.pl/blog/?id=37
    Dziwi mnie tylko, że nikt spośród twoich adwersarzy nie docenił rewelacyjnej kapeli Thee Oh Sees i całej masy garażowo-psychodelicznych artystów znad Zatoki (gdzie indziej też słabo doceniają).
    Wszystkich zachęcam również do zerknięcia (i podyskutowania ze mną) na podsumowanie dekady w muzyce amerykańskiej, które będę prowadził w formie bloga przez cały ten rok:
    http://odkrywamyameryke365.blogspot.com

  15. Piotr P. (25)

    Witam
    Przejrzałem Pana listę płyt 2009 roku i postanowiłem zostawić również swój komentarz. Wydaje mi się, że poprzedni rok był w muzyce tak samo kiepski jak poprzednie. Nawet reedycje nie były tak fajne jak kiedyś (na szczęście rzeczy z Soul Jazz Rec. i Strut wciąż trzymają poziom). Bo czym tu się tak zachwycać? Ostatnie Animal Collective? Przecież nagrane to jest koszmarnie, nie da się ich słuchać. Że dinozaury z Flaming Lips, Sonic Youth i Dino. Jr. trzymają formę? To wiadomo od co najmniej 10. lat. Zamiast zachwytów nad przerysowanymi „artystami” trzeba by się zastanowić, gdzie są młodzi. Jak na razie godnych następców ww. zespołów na Pańskiej liście za bardzo nie widać…
    Dla mnie najciekawsze z minionego roku było obserwowanie odwrotu kompaktów. Nie pamiętam jak to było jak CD wchodziło na rynek, tym bardziej ciekawie jest oglądać ich zmierzch. A moje płyty roku to: John Zorn „Alhambra Love Songs” i „Beware” Oldhama. To są rzeczy które bez wstydu będzie można puścić za 5 czy 10 lat i będą tak samo dobre, jak są dziś.
    Pozdrawiam i życzę wielu sukcesów w nowym roku!

  16. Hej,
    Całkiem ładne zestawienie, aczkolwiek Akron/Family, Junior Boys i Fuck Buttons to moim skromnym zdaniem bardzo słabe płyty.
    Na mnie największe wrażenie wywarły w tym roku (kolejność przypadkowa) płyty następujących artystów: David Sylvian, Aethenor, Current 93, Mi Ami, Dirty Projectors, Cheer-Accident, Tortoise, Mount Eerie, Sonic Youth, Telepathe, Zombi, Throbbing Gristle, Diamond Age, James Blackshaw, Animal Collective, This Immortal Coil, Sunn O))), no i może jeszcze od biedy Callahan:). Zdecydowanie za dużo muzyki, aczkolwiek dobrych płyt zdecydowanie za mało…
    Lepszego roku,
    Pozdrawiam,
    Radek/GT

  17. Tune-Yards – Bird-Brains ( 4AD)

    i dlugo, dlugo nic

    a potem koniec

  18. przemekjasny

    Tak się zastanawiam czy ten Stańko nie jest tak patriotycznie na wyrost? Płyta jest … hmmm… taka przeciętna, w porównaniu do Suspended Night czy Soul Of Things (obie z Simple Acoustic Trio) – to naprawdę rzecz ze wszechmiar stonowana. To jest poziom światowy, ale żeby tak od razu, że najlepsze 2009?

  19. Najładniejsza recenzja z Deacona, jaką widziałem:) I dzięki za przypomnienie Mountains, bo aura już ta.

  20. przepraszam za dubla, ale zapomniałem powiedzieć, że teza o tym, że ten rok był słaby w muzyce, to jednak trochę bzdura. Po prostu kolejny rok, kiedy trzeba było fajnej muzyki poszukać na własną rękę. I oby tak już zostało na wieki.

  21. @Piotr P. –> Zastrzeżenia do samego nagrania Animal Collective mam, ale nie aż takie, żeby nie uwzględnić tego w zestawieniu. Cieszę się, że zgadzamy się co do Zorna, ale w ocenie roku trochę się różnimy 🙂

    @przemekjasny –> Z patriotyzmem w takich zestawieniach zwykle miałem problem, więc cieszę się, jeśli to wynik myślenia o „naszych”. Ale tak naprawdę nowy Stańko – to podtrzymuję – jest wreszcie krokiem do przodu. I ma 2-3 kompozycje o niespotykanej nawet u TS sile rażenia.

    @Marceli –> Oj, tak. Szukanie staje się w coraz większym stopniu sztuką w ostatnich latach. Ale to bardzo, bardzo pozytywne.

  22. Zapomniałem o White Rainbow i Land Of Kush, a to przecież co najmniej dobre płyty. I koncertówka mistrza Wyatta jest znakomita, ale to materiał z roku 1974, więc nie uwzględniłem jej:). No i po raz pierwszy w życiu, no może po raz drugi, mogę powiedzieć coś pozytywnego o Zornie… Zdecydowanie zgadzam się z Marcelim: muzyki jest tak dużo, że trzeba jej szukać na własną rękę. Media, szczególnie te papierowe, nie mają miejsca i nie nadążają, aby recenzować wszystko, co godne uwagi… Bartek, dlaczego nie ma u Ciebie This Immortal Coil?
    R/GT

  23. Najważniejsze, że jest Mordant Music! moim skromnym zdaniem najbardziej niedoceniony album roku. i fantastycznie nagrany, bardzo cicho, nie wali po uszach jak w przypadku AC (choć MPP jest świetne).
    co do podsumowania The Wire – wybór Broadcast i Focus Group na płytę roku trochę irytujący – płyta sama w sobie bardzo dobra, tylko że brzmi jak … split Broadcast i Focus Group. A w zasadzie jak kolejny typowy album tego ostatniego projektu, ze szkicami Broadcast w charakterze przerywników. Rouzmiem, że magazyn promuje „hauntologię” (swoją drogą znakomity rok dla tego nurtu), ale dlaczego akurat ta płyta? Wspomniany wyżej MM czy Moon Wiring Club z płytą „Striped Paint For The Last Post” są o duuużo lepsze i wnoszą coś nowego w tym temacie. Generalnie jednak, w kont ekście innych tego rodzaju zestawień pojawiających się w zachodniej prasie, podsumowanie the wire jest chyba jedynym na które zawsze z niecierpliwością czekam. Nie licząc powyższego oczywiście 🙂 (przy okazji Pan Bartek mógłby namówić swojego serdecznego kolegę Pana H. do publikacji jego rocznych podsumowań – „5o” które swego czasu prezentował w radiostacji były bezkonkurencyjne).
    A wracając do the wire, to ostatnie podsumowanie z 2008 r., było chyba gorsze. Za to trudno jest mi sobie przypomnieć równie słaby rok Kranky. Zawsze można było liczyć na co najmniej 3-4 pozycje w rocznych zestwieniach, a w ledwie jedno udało mi się rzutem na taśmę wcisnąć i również jest to White Rainbow.

  24. w ostatnim zdaniu wkradły się same babole:
    „…a wtym ledwie jedną udało mi się rzutem na taśmę wcisnąć …”

  25. Muzy jest dużo, tym bardziej, że i gusta są różnorodne. Dla mnie płytą roku jest debiut Fever Ray, ale wiem, że Ciebie nie zupełnie przekonali.

    Ja sobie chętnie przesłucham te Twoje 35 albumów i może też coś na ten temat więcej skrobnę. W każdym razie dzięki za tak obszerne zestawienie 🙂

  26. … Leyland Kirby – jak mogłem zapomnieć! Przecież to zdecydowanie jedna z najlepszych płyt minionego roku. Po dokładnym zerknięciu na półkę i do głowy dorzucić muszę jeszcze Bena Frosta i Emeralds – dziwne, że nie wymieniłem ich wcześniej… Cóż, zdecydowanie za dużo płyt:).
    Pozdrawiam,
    R

  27. … no i Mordant Music – a to za sprawą wyczuwalnego wpływu Scotta Walkera…
    R

    • nie wyczułem na płycie Mordant Music wpływu Walkera (mi osobiście SyMptoMs kojarzy się trochę z wczesnym Underworld i Arthurem Russellem), ale sprawa jest ciekawa bo wydany opublikowany przez Mordant Music album projektu Vindicatrix brzmi bardziej jak Scott Walker niż on sam 🙂

  28. Chaciński, a czemużeś pominął ostatnie Alice In Chains?

  29. Masz rację Patataj, bardziej Russell niż Walker, choć miejscami Walkera późnego mi to przypomina mimo wszystko. Ale niewykluczone, że po prostu go sobie wkręciłem przy pierwszym odsłuchu i tak mi już zostało. Underworld na szczęście tam nie słyszę lub nie chcę słyszeć:)

  30. wokale w kawałku nr 4 i 6 to czysty underworld, posłuchaj dokładnie. poza tym całość przesiąknięta jest mocno duchem elektronicznej sceny klubowej z początku lat 90tych. a wczesny underworld to w końcu nic złego 🙂

  31. ducha wczesnej brytyjskiej elektroniki oczywiście słyszę, ale sposób realizacji płyty i klimat niektórych kawałków nasuwa mi jednak inne skojarzenia. Porzucając temat Mordant Music i przechodząc do rewindu The Wire: również nie rozumiem zachwytu nad wspólną płytą Broadcast i Focus Group. Trochę z tego, trochę z tamtego, w sumie nic nadzwyczajnego:). Zdecydowanie wolę ich oddzielne płyty, choć moim skromnym zdaniem Broadcast najlepsze dźwięki ma już za sobą…
    Pozdrawiam
    R

  32. A pamięta ktoś w ogóle o „Accident book” Savoy Grand?Płyta moze nie tak dobra jak”People and what they want” ale mimo to warto było czekać.

  33. nie spodobał się Bonnie? 😉

  34. Dla mnie Tortoise jest zaledwie szóstkowe w dziesiątkowej skali , niektórzy się podniecają , ale ta nowa ich płyta to zwykłe wirtozerskie granie i silenie się na drugie King Crimson , zbyt duży przesyt prog-rocka wg mnie , no ale cóż , już pewnie nigdy nie wrócą do formy sprzed dwóch arcydzieł…

  35. Przytłacza mnie moja nieznajomość wykonawców zamieszczonych w tym zestawieniu. Sonic Youth, Sunn O))), Flaming Lips, Animal Collective, Zorn, Stańko- to jedyni wykonawcy, których znam z tej 35. Czuje się zdruzgotany.

  36. Jest ktoś, kogo TU bardzo brakuje. VIC CHESNUTT At The Cut. Może to nie jest najlepsza jego płyta- ale jednak znakomita płyta. Choćby „Coward”, „Chain”, „We Hoovered with Short Wings”, „Granny”- fantastyczne, poruszające utwory. A słuchane po tym, co się stało nabierają niezwykłej wręcz głębi. Vic Chesnutt- bardzo go tu brakuje.

  37. Wyjątkowo zgrane zestawienie:) Dorzucę jeszcze swoje trzy słowa do tego tygla różnorodnych opinii. Co jak co, AC mógł zakończyć rok 2009, bo, tak myślałem, nic mnie nie może zaskoczyć w pozostałych jedenastu miesiącach. A tu proszę! Płyta Moderat-Moderat, poznana wcześniej, lecz dogłębnie przesłuchana w grudniu. Sądzę, że trochę niedoceniana. Co Pan na to Panie Chaciński?

  38. Ja bym dorzucił nowe Soulsavers jeszcze…

  39. towarzyskażenada

    Grace/Wasteland to była (niestety) rewelacyjna płyta. Wspominam bo wiem że nie wypada. Po za tym lista uwzględnia co trzeba i pewnie komuś tam się przyda. Pozdrawiam.

  40. jedno z nielicznych podsumowań, w którym nie znalazłam The XX… 😛

  41. W!

    Jak moglo zabraknac Fever Ray – Fever Ray, TwinSisterMoon – The Hollow Mountain, Blank Dogs – Under and Under, czy chocby La Roux – La Roux?? Nie wspomne juz o Dirty Projectors – Bitte Orca czy Grizzly Bear czy bardzo dojrzalych i znakomitych dwoch plytach Morrissey’a. Na dodatek stawiam pytanie, co z plytami White Hills, Mount Kimbie, The Dead Weather…
    W sumie chlopie wyrobil Ci sie gust i tak trzymaj.

  42. Pingback: LEYLAND KIRBY: To jest plan! | WYŻ NISZ

  43. Pingback: Polifonia » Archiwum bloga » Muzyka jako lekarstwo na Alzheimera

  44. If you are an artist wondering where to get rap beats,
    r&b beats, pop beats, check out demoxpress they have some nice beats for decent price.

Dodaj komentarz