William S. Burroughs
“Cień szansy”
przeł. Andrzej Chajewski
Amber
Warszawa 1997
Ocena: 3,5/5
Osiemnastowieczna postać francuskiego kapitana Misji otoczona została legendą. Wywiesił on na swoim okręcie piracką flagę z dopiskiem “liberté” i zamiast służyć macierzystej flocie, wylądował na Madagaskarze, by założyć tam ze swoimi ludźmi państewko o nazwie Libertacja. Zniesiono w nim niewolnictwo, karę śmierci oraz wszelkie prześladowania na tle seksualnym i religijnym. Jedno tylko było zabronione: zabijanie żyjących na wyspie lemurów.
“Cień szansy” nie jest w zasadzie powieścią, lecz raczej fabularyzowanym esejem. Miejscami dość niespójnym, jednak pisanym z zaangażowaniem. Kapitan Misja i jego utopijne państewko są tylko pretekstem dla wywodów autora, które koncentrują się wokół idei wolności oraz zgodnej z naturą ewolucji człowieka. Burroughs chętnie powołuje się na prace Alfreda Korzybskiego, pisząc o wyjątkowości człowieka, jako istoty, która wynalazła język i tym samym “uwięziła czas” w pisanych przekazach. To pozwoliło gatunkowi na szybsze doskonalenie się, lecz – co podkreśla Burroughs – zagroziło jednocześnie innym gatunkom na Ziemi. Dlatego zniszczenie harmonijnego państwa francuskiego żeglarza wywołuje natychmiastową obronę sił Natury: najeźdźców zaczynają zabijać nieznane epidemie, wyzwolone niczym po otwarciu mitologicznej puszki Pandory.
Pozostaje jednak tytułowy “cień szansy”. Grupka osadników z Libertacji ucieka na kontynent amerykański. Burroughs nie należy może do wzorowych patriotów, lecz najwidoczniej zaraził się wiarą w dziejowe posłannictwo swojego narodu.
Bartek Chaciński
pisane dla „Machiny”, kwiecień 1997