Category Archives: informacje

Wyż Nisz to od dziś archiwum

Od dłuższego czasu staram się jakoś skoordynować swoje różne działania w sieci i Wyż Nisz, tudzież chacinski.wordpress.com, to najlepsze miejsce, skąd można przekierowywać do kolejnych. Układ tej strony będzie się więc znów zmieniał w najbliższych miesiącach, ale:
♦ Recenzje nowych albumów można znaleźć na POLIFONII.
♦ Opisy wydawnictw winylowych na TRZASKACH.
♦ Zapowiedzi i playlisty audycji radiowych – w HACEHA.
♦ Bieżące reakcje i informacje na TWITTERZE.
♦ Tutaj stopniowo rozbudowywać będę ARCHIWUM TEKSTÓW.
Nie należy też zapominać o stale aktualizowanym terminarzu NOWOŚCI PŁYTOWYCH.
Jeśli szukacie archiwalnych recenzji płytowych różnych wykonawców, publikowanych na tej stronie od roku 2007 do dziś, przewijajcie dalej, albo po prostu skorzystajcie z wyszukiwarki – jest po prawej stronie.
A jeśli chcecie się po prostu ze mną skontaktować, najprościej będzie zrobić to poprzez formularz poniżej…  Czytaj dalej

Niematotamto, jest Belzebong

niematotamto1

Piękny żółty winyl przynosi muzykę, którą nie do końca zaliczyłbym do mojej bajki, ale słuchało mi się tego miło. Duszny, rwany rytmicznie, połamany rock z filmowo-telewizyjnymi samplami i gościnnym udziałem Alka Koreckiego na saksofonie w jednym z najlepszych utworów „X-51”. Na całość składają się utwory nagrywane w latach 2004-2010, te przeskoki w czasie słychać zresztą trochę w brzmieniu. Na kasecie i na CD wydała to Biedota, ale opublikowany w kwietniu winyl – włącznie z pracochłonną okładką – to jedna z łatwiejszych ostatnio do zapamiętania polskich płyt. Jakby nie patrzeć – Żółty Album. Posłuchać można tutaj, ale edycje kasetowa i winylowa są limitowane, więc trzeba się spieszyć. Konkurencję zaleje żółć.

niematotamto_zolcNIEMATOTAMTO „Żółć”
Biedota 2012/NTT Produktion 2013

belzebong

Z kolei wydany w  tym samym czasie winyl z Belzebubem i fają przynosi w sposób łatwy do przewidzenia muzykę spod znaku Belzebuba i fai, czyli potężny (jak jedno i drugie zapewne) stoner metal. I jak przystało na zwolenników Belzebuba i fai muzycy grupy cechują się sporym poczuciem humoru, dołączając do całego wydawnictwa planszę Ouija pozwalającą na dokonanie codziennego wyboru między fają a fają (nie ma opcji Belzebuba – chyba że uznać za nią napis Farewell). I już miałem pomyśleć, że z tego wszystkiego Belzebub sprawił, że zapomnieli wyciąć strony B winyla, gdy wpadłem na to, że przecież jasne, to taki test dla niektórych wielbicieli fai i Belzebuba, czy aby nie przesadzili z jednym albo drugim i nie słyszą muzyki tam, gdzie jej nie ma. W każdym razie zawartość tej barwnej i potężnej  jednostronicowej EP-ki na 45 rpm mogą z łatwością sprawdzić, korzystając z załączonego kodu do ściągnięcia mp3, albo – wcześniej – zaglądając tutaj.

belzebong_vulturesBELZEBONG „Dungeon Vultures”
Instant Classic 2013

NURT: Rozpęd

nurt_nurt_sbs

Imponujący rozpęd – i to podwójny. Po pierwsze, zespołu Nurt z Wrocławia, znanego, owszem, z płyty pod tym samym tytułem wydanej w roku 1972, ale tu mamy nagrania z sesji radiowych, które nagranie właściwego albumu poprzedzały. A ponieważ nagrywali w Trójce (w M-1, dzisiejszym studiu im. Agnieszki Osieckiej), rzecz zyskuje dodatkowy wymiar związany z kultem starego rocka w Polsce. Po drugie, jest to rozpęd labela Sound by Sound, który startuje właśnie wypuszczając na świat te niepublikowane nagrania w postaci limitowanego winyla.

Styl Nurtu najłatwiej opisać, łącząc linią muzykę Niemena i Breakoutu, jako amalgamat wpływów rocka progresywnego, bluesa, hard rocka i jazzu. Ten ostatni element cieszy szczególnie w ostatnim na płycie „Synu strachu” – najdojrzalszym na płycie utworze, świetnie wzbogaconym o partie trąbki (Julian Kurzawa) i kontrabasu (Włodzimierz Plaskota), ze świetną partią wokalną i nawet lekkimi nawiązaniami do Pink Floyd. Całość płyty przynosi charakterystyczne dla tego okresu w muzyce brytyjskiej ciężkie rytmiczne galopady, a z drugiej strony – zgrabne teksty autorstwa m.in. Andrzeja Kuryło.

Rzecz ukazuje się 5 marca i będzie dostępna m.in. w warszawskim sklepie Side One. Jest 500 sztuk. Z doświadczenia wiem, że zainteresowanie starym rockiem z Polski wśród kolekcjonerów za granicą jest spore, a są już dobre recenzje materiału („Wax Poetics”), a ten materiał został zmasterowany z oryginalnych taśm i brzmieniem dorównuje podobnego typu reedycjom na Zachodzie. Warto się więc zbyt długo nie rozpędzać.

Nurt_LPNURT „Nurt”
Polskie Radio 1972/Sound by Sound 2013
Trzeba posłuchać: „Piszę kredą na asfalcie” („Chalk On Asphalt”), „Syn strachu” (The Son of Fear”).

FENNESZ: Średni format

10-calowa EP-ka na 45 obrotów – i na przetrwanie długiego czasu oczekiwania na następne „Black Sea”, a lepiej na kolejne „Venice” (że o drugim „Endless Summer” nie wspomnę). Czyli średni format i – niestety – średniej klasy wydawnictwo, przynajmniej jak na możliwości Christiana Fennesza. Ani tyle napięcia, ani tyle inteligentnie sterowanego hałasu, co na najlepszych płytach Austriaka. Kompozycja „July” to sporo czajenia się, z którego niewiele wychodzi. Najwięcej uroku mają więc paradoksalnie najbardziej łagodne miniatury – akustyczna „Sevenstars” i wykorzystująca charakterystycznie dla artysty przetworzoną barwę gitary „Liminal”. Zatem bardziej singiel niż EP-ka, jeśli się bliżej przyjrzeć. I bardzo lekkie na tle dorobku Fennesza. Oczekującym nie starczy to na długo.

Winyl minimalistycznie wydany, jak przystało na Touch. CD w drodze – ma być we wrześniu.

FENNESZ „Seven Stars”
Touch 2011
6/10
Trzeba posłuchać:
„Sevenstars”, „Liminal”.

MUZYKA KOŃCA LATA: Po staremu, po nowemu

Właściwie to już pisałem o nowej płycie Muzyki Końca Lata w „Polityce”, więc nie będę się tu powtarzać. Zresztą pojutrze w „P” jeszcze jeden tekst odnoszący się do tematu. Tutaj za to już tydzień temu chciałem wywiesić radosną informację na temat kolejnego (po Niwei i Krojcu, nie licząc dość naturalnych wydawnictw z obozu Junoumi i okolic) polskiego winyla. Ten wygląda wyśmienicie, wyszedł ze słynnej niemieckiej tłoczni Pallas, z której usług korzysta sporo polskich wydawnictw. Jakościowo bardzo to udane, nawet na tle zagranicznych płyt. Całość na 180g winylu. Format wyświadczył też przysługę ładnej poligrafii, w środku czeka na nas kolorowa koperta i kartka z informacją o możliwości ściągnięcia materiału w postaci elektronicznej w dowolnym formacie. Czyli jest po staremu i po nowemu jednocześnie. Rzadko się zdobywam tutaj na apele, ale w tym wypadku pamiętajcie, że zakup tej płyty oznacza wspieranie polskich płyt na winylach. Na losy MKL pod tym względem będą patrzeć inne utalentowane zespoły, a cena jest bardzo przyzwoicie skalkulowana: jedyne 45 zł. Więc jeśli już macie gramofon…

MUZYKA KOŃCA LATA „PKP Anielina”
Thin Man Records 2011
7/10
Trzeba posłuchać:
strona pierwsza, utwór trzeci (tak na początek). Zamiast muzyki dziś bonusowe zdjęcie:

CHUBBY WOLF: Życie po śmierci

Zastanawiałem się, co z kolejki krążków oczekujących na pokazanie tutaj nadaje się na już, jeszcze na święta. Wyszło na opowieść o życiu wiecznym w postaci małej, skromnej płytki Chubby Wolf „The Darker Sex”. Rzecz nagrała jeszcze za życia zmarła nagle przed dwoma laty Danielle Baquet-Long, połowa małżeńskiego duetu Celer, jednego z ciekawszych ostatnio na mapie światowego ambientu – tyle że po śmierci Dani (miała 26 lat) nieistniejącego.

Skąd w takim razie ciągle nowe nagrania Celer? Duet wyprodukował ich mnóstwo w czasie kilkuletniego istnienia, nie wszystkie zdążyły się ukazać na jakimkolwiek nośniku. A nawet te, które wyszły, też są w większości nie do zdobycia, chociaż ostatnio można je kupić w cyfrowych wersjach na Bandcampie. Dochody mają zostać przez Willa Longa, wdowca po Danielle, zainwestowane w wydawanie katalogu na fizycznych nośnikach.

Nazwą Chubby Wolf pani Baquet-Long firmowała swe solowe działania. Większość z nich wyszła już po jej śmierci, choćby godna polecenia kaseta „Ornitheology”. Podobnie jak tamta, 7-calowa (ale na 33 obroty na min.) płyta „The Darker Sex” przynosi różne odcienie ambientu – ponury na stronie A i pełny optymizmu na B. Podobnie jak Celer, Chubby Wolf miesza dźwięki elektroniczne z przetwarzanymi dźwiękami instrumentów tradycyjnych i wmontowuje w to elementy nagrań terenowych. Wszystko to z lekkim ukąszeniem przez 4AD. Kontakt z tą płytą zdecydowanie warto zacząć od strony B. Na krótką formę nie warto narzekać – na pewno wkrótce pojawi się jakieś kolejne nagranie – lub nagrania – Dani Baquet-Long. Życzmy jej jak najdłuższego życia po życiu.

CHUBBY WOLF „The Darker Sex”
Low Point 2011 (7″/33 rpm)
6/10
Trzeba posłuchać:
„If You Love Me…”.

Trish Keenan nie żyje

Jeszcze tej w nocy prezentowaliśmy w Dwójce w ramach Nokturnu nagrania Broadcast, opowiadając o bibliotekach dźwiękowych i duecie, który znalazł się w centrum dość ważnych zjawisk w muzyce ostatnich lat. Teraz dostałem wiadomość o śmierci połowy duetu, czyli Trish Keenan. Zmarła dziś rano w wyniku powikłań zapalenia płuc.

Więcej o tej ponurej i kompletnie zaskakującej sprawie na stronach Warpa.

Captain Beefheart (1941-2010)

Jeden z ojców-założycieli sceny muzyki alternatywnej od wczoraj nie żyje.

Captain Beefheart & His Magic Band – Ice Rose by alexnycman

Captain Beefheart – Moonlight on Vermont by Little Geoff

„Electricity” – Captain Beefheart and His Magic Band by ElectricComicBook

5 razy Peter Christopherson

Okazja jest niewesoła. Sześć lat temu w listopadzie zmarł Jhonn Balance. Jego partner muzyczny i życiowy Peter Christopherson sam ogłaszał smutne wieści. Dzisiaj na tej samej stronie wita gości od paru dni inna ponura wiadomość – 25 listopada zmarł sam Christopherson. Miał 55 lat. W czasie gdy ludzie masowo wpisują się do księgi kondolencyjnej, ja potraktuję ten wpis jako szansę na odnotowanie odejścia „Sleazy’ego”. Zamiast biogramu – pięć momentów z artystycznego życia Christophersona, które dla mnie były muzycznymi olśnieniami.

THROBBING GRISTLE „Second Annual Report”
Industrial Records 1977/The Grey Area 1993
8/10 (10/10, gdy chodzi o wpływ na muzykę eksperymentalną)
Olśnienie:
„Slug Bait”.
Nie od dziś wiadomo, że Sex Pistols byli wielkim szwindlem. Jeśli ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości, to powinien posłuchać tej płyty. Kiedy Sex Pistols przyszli i nabluzgali w telewizji, Throbbing Gristle robili performance z analno-waginalnym samogwałtem dwojga muzyków grupy i innymi rzeczami, których nie dopuszczono by na odległość stu metrów od studia TV (przy czym rzeczy, które Carter i Christopherson robili z taśmami – już muzycznie – a potem samplerami-samoróbkami i syntezatorami w TG od początku były dość świadome, a po zamknięciu zespołu w 1981 roku – nawet pionierskie). Szczegóły w tej znakomitej książce. Kiedy Sex Pistols znali tylko kilka akordów, Throbbing Gristle nie znali żadnych akordów. Kiedy „Never Mind the Bollocks…” wychodziło, „Second Annual Report” był już na rynku. Trudno nazwać tę płytę fajną, ale mało było tak wpływowych. Kiedy usłyszałem ją po raz pierwszy, doszedłem do wniosku, że niczego straszniejszego w życiu nie usłyszę. Ale nikt nie przewidział oratoriów Rubika.

THROBBING GRISTLE „20 Jazz Funk Greats”
Industrial Records 1979/The Grey Area 1997
9/10
Olśnienie:
numery 5 i 7, a potem 9 – syntezatory!
„Co za licho?” – myślałem sobie, przegrywając na kasetę tak zatytułowaną płytę (pierwszy album TG, jaki wpadł mi w ręce). Ani mi było w głowie wtedy słuchanie jazzu i funku. Na szczęście album nie przynosił żadnego z powyższych. Zimna, beznamiętna muzyka wyprzedzająca syntezatorowe kombinowanie lat 80., a nawet brzmienia techno. Momentami przynosiła przedłużenie krautrockowych pomysłów i była zaskakująco „muzyczna” w porównaniu z „rocznymi raportami”. Przy okazji jedna z najlepszych okładek, jakie widziałem w życiu (koniecznie przód i tył!). O jej zaprojektowanie podejrzewam zresztą samego Christophersona, w końcu wcześniej zarabiał na życie okładkami płyt, pracując w firmie Hipgnosis (odpowiedzialnej za okładki albumów Pink Floyd, Led Zeppelin, Petera Gabriela i wielu innych). Aha, niedługo wcześniej Krafterk wydali „The Man-Machine”. Co jest jednym z dowodów prawdziwości teorii o tym, że gdy wydaje nam się, że rzeczy w muzyce dzieją się po kolei (w sensie awangardowych odpowiedzi na pewne popowe zjawiska), dzieją się wszystkie naraz.

throbbing gristle – hot on the heels of love (edit) – (1979) by deepbeep

COIL „Love’s Secret Domain”
Torso 1991
9/10
Olśnienie:
po całości.
Spotkanie wszystkich najważniejszych wątków muzycznych Christophersona. Piosenki i acid house w stylu Psychic TV, a nawet ślady późniejszych płyt syntezatorowych. Najbardziej naturalny punkt startowy pośrodku kariery PC.

Coil – The Snow EP – 07 – Windowpane by boy5274

COIL „Musick To Play In The Dark” + „Musick To Play In The Dark 2”
Chalice 1999 / Chalice 2000
10/10 i 9/10
Olśnienia:
Jak dla mnie „Red Birds Will Fly Out…” na pierwszej części i „Tiny Golden Books” na drugiej.
Rzadko kiedy tytuł płyty jest tak adekwatny do zawartości. Obie części płyty duetu Jhonn Balance + Peter Christopherson, dziś już nieobecnego w całości, to nadragowane, elektroniczne, ambientowe misterium. A że prawie całe (post-)industrialne grono to przy okazji fani limitowanych edycji, tych płyt praktycznie nie ma w handlu (zostaje eBay). Ogólnie stare wydania TG i Coila są sporo warte i nawet jeśli macie najpopularniejszą w Polsce wersję piracką (rosyjska ArsNova) „Love’s Secret Domain”, to możecie za nią w Londynie zainkasować jakieś 25 funciaków.

Batwings (A Limnal Hymn) by elmonofeliz

SOISONG (a właściwie to Derek Jarman)
Płyta „xAj3z” nie spełniła moich nadziei, ale duet Christophersona i Coha (czyli… Sona), Rosjanina znanego z barw Raster-Noton, wydawał się bardzo obiecujący. Występowali w ubiegłym roku na Wrocław Industrial Festival (Był ktoś? Jakie wrażenia?), a wcześniej – i może dlatego przyszedł mi tu do głowy ten ostatni epizod kariery PC – grywali nowe wersje utworów do filmów Dereka Jarmana. Mam słabość do tych ostatnich, bo to kontakt z nimi na Warszawskim Festiwalu Filmowym był dla mnie zarazem pierwszym kontaktem z muzyką grupy Coil, jednego z ulubionych zespołów kontrowersyjnego reżysera.
Swoją drogą, jaki to zbieg okoliczności (poza ściśle alfabetycznym), że w wydanej niedawno encyklopedii muzyki industrialnej Rafała Kochana dwie nazwy ze sobą sąsiadują: COH i COIL.
To na koniec dwa fragmenty wideo związane z ostatnimi działaniami Christophersona (dźwięk z pierwszego filmu tylko w lewym kanale). Ciekaw jestem, co zostawił po sobie. Jego artystyczny testament prawdę mówiąc interesuje mnie bardziej niż ten Michaela Jacksona. Dochodzą klipy, projekty, różnego typu związki muzyczne… Spora część świata muzyki industrialnej i elektronicznej odchodzi wraz z PC.

Dzięki dla Bionulora, od którego dowiedziałem się o smutnych wieściach z obozu Throbbing Gristle, oraz dla Rafała Kochana, który dawno temu zainteresował mnie muzyką TG i samego Christophersona.

Limit to… the number of hits you can get

James Blake – który notabene dziś wieczorem w HCH, fajny, dobrze zapowiadający się artysta i w ogóle – wydał na początku listopada nowy singiel „Limit To Your Love” z tytułową piosenką (ta wychodzi też na specjalnej płytce 10″), którą Boomkat już uznał za hymn pokolenia:

James Blake – Limit to Your Love (Feist Cover) by Dewse

Jeśli jednak ma to być hymn pokolenia, to chyba generacji o problemach z pamięcią. Cztery lata temu na płycie Joan As Police Woman „Real Life” ukazała się taka piosenka, którą sam chętniej uznałbym za hymn czegokolwiek, bo oprócz chwytliwej zwrotki z motywem fortepianowym ma jeszcze powalający refren:

I Defy (Antony And the Johnsons with Joan as Police Woman) by irashi

Ja rozumiem, że nie do końca, ale prawie. Liczba możliwych wariantów hymnów pokoleniowych najwyraźniej jest mocno ograniczona.