Jak nie pisać recenzji, czyli moje „ulubione” słowa

Oto 10 sformułowań, których pojawienie się powoduje, że zaczynam mieć wątpliwości, co do rzeczywistych kompetencji osoby piszącej. Natomiast pojawienie się więcej niż jednego naraz wywołuje u mnie natychmiastową reakcję odrzucenia. To dlatego niniejszy wpis powstawał tak długo. Za każdym razem odrzucało mnie po wpisaniu kolejnych paru zdań.

Dedykuję poniższą dziesiątkę studentom dziennikarstwa, kolegom po fachu, ale również samemu sobie. Niech teraz każdy z ręką na sercu wstanie i powie, że nie użył nigdy żadnej z tych konstrukcji. Ja nie wstanę.

„Prawdziwa muzyczna uczta” [czasem w wariancie: „Uczta dla ucha”]. Przystoi komuś, kto chadzał jeszcze na uczty, a nie na biby czy melanże, na przykład Bogusławowi Kaczyńskiemu. Z reguły dotyczy płyt, które ciągną się jak spaghetti, a na dnie mają zakalec – żeby już zostać przy zrozumiałych dla użytkowników tego terminu porównaniach kulinarnych.

„Starzy wyjadacze wracają”. Komplementarna dla „muzycznej uczty” przenośnia kulinarna. Dla mnie odrażające. No ale ja czytałem w liceum za dużo Clive’a Barkera.

„Każdy z utworów to perełka”. Niektórzy nie wierzą już w magię tego określenia, więc używają wyrażenia „prawdziwa perełka”. I jedno, i drugie to głupie naśladownictwo indywidualizmu spopularyzowanego – jeśli mnie pamięć nie myli – przez Piotra Kaczkowskiego. Głupie, bo [po pierwsze] lepiej mieć jakiś indywidualny indywidualizm, a nie pożyczony, a [po drugie] prawdziwe perełki są najczęściej końcowym efektem pracy „starych wyjadaczy”, którzy zaliczyli niejedną „muzyczną ucztę”, a końcowy efekt nijak się ma do perełek – chyba że ktoś jest małżem.

„Gorąco polecam”. Użyte na końcu recenzji w perfekcyjny sposób podważa kompetencje autora do oceniania czegokolwiek. Może też wskazywać na to, że cała reszta była przepisana z informacji promocyjnej (tylko reszta, bo nawet w press releasach nie stosują tak tanich chwytów jak „gorąco polecam”). Ale wciąż są tacy, którzy uważają, że jest świetną puentą. Ja w każdym razie przy takiej puencie bałbym się poznać resztę.

„To postać, nie waham się użyć tego słowa, kultowa”. Oznacza to mniej więcej tyle, że opisywaną osobę zna autor recenzji i jego dwóch znajomych. Tylko znajomi nie kojarzą nazwiska, a autor recenzji kojarzy samo nazwisko. Tyle że prawdopodobnie błędnie.

„Dają czadu”. Mocny sygnał, że autor stracił słuch jeszcze przed początkami metalu, w okolicach roku 1968. Jest w stanie reagować tylko na najpotężniejsze impulsy dźwiękowe, które przyjmuje z łatwo dostrzegalną ulgą, jeszcze łatwiej przechodzącą w uwielbienie.

„Ta muzyka flirtuje z… [na przykład] awangardą”. Autor naczytał się recenzji Rafała Księżyka – każdy recenzent ma jakieś ulubione sformułowania i osobie tak zasłużonej dla krytyki muzycznej w Polsce „flirtowanie” przystoi, bo to część jego języka, znów indywidualizm, ale czasownik „flirtować użyty przez innych jest już tylko bladym naśladownictwem pokazującym czyje recenzje czytają nerwowo przed napisaniem własnej.

„O [tu nazwa wykonawcy] powiedziano już dużo” [ewentualnie: „…niemal wszystko”]. Klasyczny wybieg, który pozwala nam przejść do porządku dziennego nad tym, że nie wiemy, co napisano, a co gorsza – że nie wiemy, co sami mamy napisać. Nasz dalszy wywód może nie mieć nic wspólnego z opisywaną płytą, bo o co chodzi? Przecież już dużo o niej napisano.

„Przykłady można by mnożyć”. Doskonałe. Tym bardziej, że zwykle towarzyszy JEDNEMU przykładowi. Czasem nawet w ogóle brak przykładów. A jeśli nawet są obok dwa lub trzy, znaczy to mniej więcej tyle, że już żadnego więcej autor nie był w stanie z siebie wykrzesać, więc nad całą argumentacją można spokojnie przejść do porządku dziennego. Chyba że ktoś – tak jak w Archiwum X – uważa, że argumenty „gdzieś tam są”. Albo – jak niektórzy politycy – że na każdego się jakiś argument znajdzie. Zresztą takie porównania można by, nie zawaham się użyć tego słowa, mnożyć.

„I niech ta zapowiedź zachęci was do wysłuchania [sięgnięcia, przeczytania… itp.]”. I niech ten przykład ostrzega was przed czytaniem tych, którzy nie wiedzą, że recenzja ze swojej natury ma kogoś zachęcać bądź odstręczać. I nie trzeba tego zaznaczać raz jeszcze w tekście.

40 responses to “Jak nie pisać recenzji, czyli moje „ulubione” słowa

  1. Ba! Pewnie nieraz zdarzyło mi się coś z powyższych przykładów wykorzystać. Na szczęście raczej z pełną świadomością czerstwości (klimat kulinarny).

    Moim ulubionym określeniem jest „Jak na polskie warunki [świetne, dobre, znakomite]”.

  2. Ci, którym za czasów studenckich redagowałem teksty wiedzieli, że nie przepuszczę recenzji zaczynających się od „X lat kazali czekać”, w rozmaitych konfiguracjach (fanom, na siebie, itd.).

    Przeszukałem bazę własnych tekstów i widzę, że w 2003 roku miałem „perełkę” przy The Cooper Temple Clause. Reszty wolę nie sprawdzać.

  3. No tak , powstają ostatnio na różnych forach takie wątki o czerstwych stwierdzeniach w recenzjach itp. Za niedługo będzie się człowiek bał sklecić dwa zdania, bo się będzie zastanawiał czy ktoś tego nie analizuje pod względem „słabości”.

  4. Oczywiście to Twój blog i możesz pisać na nim, co Ci się żywnie podoba. Skoro jednak dajesz szanse skomentować swój wpis to chętnie, skorzystam z okazji. Zastanawiam się, co takie wpisy maja mi mówić jako czytelnikowi? Czy ma to być dla mnie swoiste lustro, np. moje marnej blogowej twórczości?
    Może jest to sygnał ze bym się sprężył i nadrobi zaległości?
    Może wtedy dołączę do elitarnego klubu ludzi „szolbiznesu”, którzy słuchają tylko oryginalnych płyt i nie używają słowa „czadowo” ?
    Zainspirowałeś mnie?
    A oto moja twórczość na temat.. „[tu nazwa wykonawcy]”

    „Prawdziwą muzyczną ucztą” jest czytanie Twojego bloga i słuchanie Twoich audycji w radiu. Ponieważ jesteś „Starym wyjadaczem i często lubisz wracać” z muzyką do słuchacza oraz czytelnika „nie waham się użyć tego słowa, kultową”. Serio „dajesz czadu”, nie naśmiewam się „przykłady można by mnożyć”, że to całkowita prawda i „fakt autentyczny”. Myślę ponadto ze na temat redaktora „[tu nazwa wykonawcy] powiedziano już dużo”, ale bez sprzecznie każda Twoja wypowiedz to „perełka” myślę, że nawet ze nieraz „flirtujesz” z odbiorcą. A na zakończenie wszystkim czytającym szczerze polecam twórczość redaktora „[tu nazwa wykonawcy]” “i niech ta zapowiedź zachęci was do wysłuchania [sięgnięcia, przeczytania… itp.]“. „Gorąco polecam”!!! I bez urazy;)

  5. Przepraszam za błędy ale tak się rozemocjonowałem, ze fiu fiu.

  6. Ale kiedy klisze są fajne – nawet te, które wymieniłeś. Biorąc pod uwagę, że pewnie piszących o muzyce jest parę tysięcy luda, jak wziąć na raz media i blogosferę, z których większość uczyła się czytać na Machinie, Tylko Rocku czy Antenie Krzyku, to powtórki pewnych sformułowań nie da się uniknąć. Dołożyć do tego jeszcze prywatne manieryzmy każdego pisaka, dzięki którym większość wpisów jest do siebie podobna, to wtedy na własną myśl, tudzież jakąś w miarę świeżą refleksję, zostaje linijka, może dwie. I właśnie najfajniejsze jest to, kiedy się na ten pojedynczy fragmencik trafi, bo on najczęściej decyduje o tym, czy po płytę sięgnę, czy nie. Przy tej ilości głosów o muzyce, nie ma innego wyjścia, trzeba jak przy porno – przewijać i wyłapywać momenty.

  7. Dla mnie słaba recenzja, to nie ta, która używa wyświechtanych sformułowań, tylko ta, która powstaje po pobieżnym przesłuchaniu płyty. Nie ironizowałbym na temat Tylko Rocka, bo tam pisali różni redaktorzy, bardziej i mniej błyskotliwi. Ceniłem polszczyznę Tomka Beksińskiego i z pewnością wiele jego wyrażeń weszło mi w krew.

  8. Autor ma rację i Pszemcio też. I to jest najgorsze;).

    • Ancestorluo – czy marcoos nie napisaÅ‚ dość wy?8Tºnier&#a220;Åo oczywiÅ›cie nie jest ostateczny wyglÄ…d i wymaga od Radiant Core jeszcze wiele pracy.”Na razie wylÄ…dowaÅ‚y same nowe ikony, CSS jest jeszcze caÅ‚y stary. Nawet na Lunie nie wyglÄ…da do konca dobrze. Dobrym zwyczejem jest dowiedzieć siÄ™ nieco wiÄ™cej zamiast zacznie siÄ™ z góry narzekać.

  9. p. migala,

    chylę Pana zdrowie zmrożona wódeczką.

    Pozdrawiam

  10. Jako czytelnik muzycznych newsów i recenzji zgodzę się z Autorem. Tego typu wtrącenia mają za zadanie maskować to, że piszący ma mgliste pojęcie o tym, o czym pisze. Nie wzbogacają tekstu merytorycznie, co najwyżej sprawiają, ze autor takiej recenzji dostaje więcej za wierszówkę.
    A w tym momencie Polska przegrywa z Irlandią 3:1… a Leo obiecywał, że wygramy…

  11. Wszyscy używają tych słów… Co od dość dawna mi przeszkadza. Dlatego zazwyczaj porzucam czytanie recenzji po pobieżnym oglądzie. Krytykom muzycznym brak wyrobienia stylistycznego.

  12. Panie Migala, mam w dłoni wymarzonej temperatury nalewkę chrzanową i nie obawiam się jej użyć. Zanim to jednak nastąpi, chciałbym zauważyć, że mimo iż 10 powyższych sformułowań jest trafne i po prostu ładnie sugeruje, czego bezkrytycznie unikać, by unikać sztampy i tandety – to można, i tak już wykorzystując wysiłek autora, wpisać chociaż „Chacińskiego” w miejsce „[tu nazwa wykonawcy]”.
    Pozdrawiam znad sklaneczki bezalkoholowej chrzanóweczki.

  13. @migala –> Każdy się przegląda w lustrze i samemu ocenia. Co do tego, co napisałeś:
    1. zastosowanie ironiczne powyższych sformułowań to już zupełnie inna bajka;
    2. świadoma gra powyższymi to wyższa szkoła jazdy;
    3. skończyłeś nie na „gorąco polecam”, tylko „i bez urazy”. Dużo oryginalniej. Ogólnie zrobiłeś coś, czego nigdy w życiu bym nie napiętnował. 🙂

    @ wszyscy pozostali komentujący –> ślę pozdrowienia znad na trzeźwo przeżywanej klęski polskich futbolistów i na rok odpuszczam sobie śledzenie poczynań chłopaków. Potrzebują trochę czasu, by się nauczyć tego i owego.

  14. Wszak sobota. Na trzeźwo nie wypada 😉

  15. Przydatne, mniej więcej z tych dziesięciu powodów pewnego dnia stwierdziłem, że jednak nie potrafię pisać o muzyce.

    🙂

  16. poruszanie tematu czerstwości tekstów zawsze ma rację bytu, problem w tym, że przykłady zostały ewidentnie źle dobrane.

  17. Ludzie, którzy piszą bloga najczęściej robią to za darmo, z potrzeby wyrażenia się, z miłości czy pasji, albo żeby zaistnieć powiedzieć „ja tez coś o tym myślę”. I to jest dobre, nigdy tego nie oceniałem. Natomiast jestem za całkowitym i nieograniczonym prawem do krytyki dziennikarzy, którzy za swoja prace publiczna otrzymują wynagrodzenie, przywileje i tego typu profity. Od nich wymagam więcej. Ten zawód to swego rodzaju misja i przywilej. Tutaj niechlubny przykład wpływu redaktora „wąsa” Kaczkowskiego na rodzimą muzyczną świadomość rodaków. Ten „Pan” był i jest jak wirus dla polskiej muzyki.

  18. Ja tam czasem piszę, że coś/ktoś z kimś/czymś flitruje i nawet mi przez łepetynę nie przeszło, że kopiuję red. Księżyka 🙂 A tekst traktuję przede wszystkim jako zabawę konwencją recenzencką – każdy piszący dysponuje mniej lub bardziej ukształtowanym słownikiem, którego zakres może pokrywać się z innymi. Przychylam się więc do opinii Marcelego. Co było do udowodnienia.

  19. emmanuelle cunt

    samo przez sie rozumie ze to bardzo subiektywne, ale nie zgadzam sie z „daja czadu”. czadu mozna dawac na rozne sposoby, i czasami informacja dlaczego dany zespol (czy tam wykonawca) daje czadu jest jak najbardziej na miejscu, i samo sformulowanie tez.

    za to strzal w dziesiatke z ‚prawdziwa muzyczna uczta’. ja poprosze porcje tonacji e-doryckiej, lekko schromatyzowej na wyzszych tonach, ale z polewa akustycznej aranzacji. mmm, prawdziwe niebo w uszach.

  20. mich/saska kepa

    dorzuciłbym jeszcze sformułowania: „idealna płyta na długie jesienne /względnie zimowe wieczory”, „bardzo kobiece teksty napisała sama wokalistka”, „kawał porządnego, rockowego grania” i „pokazał/pokazała rockowy pazur”.
    Pozdrawiam, M

  21. a ja amatorzę, więc … ale ze zwrotów tutaj wymienionych to przyznaję się, że pare razy udało mi się gorąco polecić, a przykłady mnożyłem tylko raz, więc nie jest najgorzej ;))
    co do „muzycznej uczty” to mnie to denerwuje niezaleznie od tego, kto tak powie/napisze. bo to najzwyczajniej w świecie głupio brzmi. a i tak cały post spowodował, że zacząłem zastanawiać się nad tym, czy jest sens, żebym swoje teksty publikował na blogu…. ;))

  22. Haha, piękne 🙂

  23. A „szczerze polecam” może być? Użyłem w http://rozdzielnia.blogspot.com/2009/04/przepraszam.html, a do tego napisałem to pod wpływem wywiadu w wykonaniu autora tegoż bloga nie podając nazwiska. Przepraszam :0

    Swoją drogą, ciekawy wątek, chociaż jak zwykle wszystko zależy od kontekstu… na Rozdzielni staramy się dbać o styl, ciekawe jak nas oceni stary wyjadacz Chaciński? 😉

  24. A mozna użyć wyrażenia ze to „płyta z duszą”? Bo ja tak ostatnio podsumowałam recenzję albumu Broken Records – Until The Earth Begins To Part i zastanawiam sie czy to jest poprawnie i czy płyta moze mieć duszę.

  25. Ale wiadomo ze nie w sensie dosłownym tylko metaforycznym.

  26. @Michał i @Julka –> Nie ma zasad, wszystkiego można użyć moim zdaniem. I zgadzam się – wszystko zależy od kontekstu. Każdy banał potraktowany odpowiednio ironicznie przestaje być banałem. 🙂

  27. Ech, no jasne, taki był właśnie sens mojego komentarza 🙂

  28. @Michał –> a co Ty tak szczerze polecasz? Bo moze posłucham.

  29. Pingback: masowa konsumpcja kultury masowej » Blog Archive » Louie, Louie

  30. Pingback: Ziemia niczyja | Mariusz Herma » Blog Archive » Nie rozpoczynaj recenzji od…

  31. Pingback: Święta z kontrolce, kontrolfau « Brzydkie Słowo Na F

  32. To nie do końca jest tak jednoznacznie jak Pan pisze w tym artykule. Ile jest warte ocenianie pojedynczych zwrotów, bez kontekstu całej wypowiedzi? To takie słabe i takie polskie: „Ja nie używam tych zwrotów więc jestem prawdziwym recenzentem – takim, co ma szablon i jest najlepszy ze wszystkich”.

    Oceniaj zawodowych dziennikarzy. Oni dopiero sypią kwiatkami, stosują uogólnienia, banały i stereotypy. Jednak najgorsze jest to, że nie słuchają albumów o których piszą.

  33. @bh –> Oto dlaczego warto czytać wpis od początku do końca:

    „Dedykuję poniższą dziesiątkę studentom dziennikarstwa, kolegom po fachu, ale również samemu sobie”

    – tu jest wyraźnie o tym, do kogo to adresowane. Również, a może nawet przede wszystkim do tzw. profesjonalistów.

  34. Pingback: Podsumowanie zajęć z 21 marca + linki + zadanie domowe + życzenia | Music Journalism Lab

  35. Pingback: Podsumowanie zajęć z 11 marca + linki | Music Journalism Lab 2014

  36. Pingback: Jak nie pisać recenzji – micheljarre

  37. Pingback: Podsumowanie zajęć z recenzji muzycznej | Music Journalism Lab

  38. Pingback: Po sensacjach miesiąca oprowadza grupa The Cure | Polifonia

  39. Pingback: Jak zostałem starym wyjadaczem | Polifonia

Dodaj komentarz