Z notatnika schizofrenika, czyli dalszy ciąg dialogu o Rapidshare, Dodzie i Bogu

Dziś głównie o przyjemności słuchania. Za liczne nieprzyjemne dygresje autor bloga z góry przeprasza.

camera_obscura_my_maudlin_career>>>>5<
CAMERA OBSCURA „My Maudlin Career”
, 4AD
premiera: 20.04.09, źródło: Amazon.com

– To jak tam, jakieś nowe płyty kupiłeś od naszej ostatniej rozmowy?
– No, coś tam zamówiłem.
– A masz Camerę Obscurę nową?
– Ten szkocki zespół grający niezależny pop – strasznie nie lubię tego określenia –  którego liderką jest od lat Tracyanne Campbell odpowiedzialna także na nowej płycie za wszystkie teksty i kompozycje, trochę podobny do Belle & Sebastian, nie tylko ze względów geograficznych, ale też za sprawą aranżacji i stylizacji wychodzących poza rockowy idiom, znakomitych partii smyczków w dobrym brytyjskim stylu, jak w The Divine Comedy…
– Tak, nie wiem, gdzie się tego nauczyłeś, ale mam nadzieję, że przy okazji również słuchałeś tej płyty.
– Pewnie. Fajne. Puszczam sobie, jak piszę teksty na bloga.
– To dobrze, bo to jest rzecz, która nas pogodzi. Dobra płyta, co?
– Tak. Jakaś taka równa, w sensie powtarzalności dobrych melodii. Ale nie takiej powtarzalności w sensie porcysowym, tylko w słownikowym: że coś się udaje powtórzyć. Osiągnąć podobny poziom. A nawet wyższy, bo tu masz hit co rusz. Jakby skrojony na pierwsze miejsce w Trójce.
– A co jest na pierwszym w Trójce, tak a propos?
– Coldplay – „Life In Technicolor II”.
– W sumie mogło być gorzej.
– Co by było gorsze?
– „Life In Technicolor III”.
– Ale przecież nie ma „Life In Technicolor III”…
– No właśnie dlatego. A mogło być… No dobra, ale wracajmy do tej Camery.
– Tak. Więc ta powtarzalność – że tak jeszcze wyjaśnię – polega na tym, że poza czwórką z motywem zerżniętym z Beatlesów to do numeru szóstego nie złapiesz oddechu. Same single są. A potem po krótkim obniżeniu formy siódemka sprowadza cię znowu do parteru, tytułowy jest świetny i tak już do końca album trzyma poziom. No ale dlaczego pytasz o tę Camerę właśnie?
– Bo wiesz, z tą płytą jest tak, że ona dokładnie broni moją tezę z poprzedniej rozmowy – o dobrze ułożonej playliście. No i broni twoją – o dobrym albumie  w całości. Znów – jak u Callahana – klasyczny wymiar LP, jakieś 46 i pół minuty.
– 46’28”.
– Właśnie. I paradoks polega na tym, że to album skonstruowany jak taka playlista z hitów.
– Coś w tym jest. Poza tym tak brzydka jest ta okładka, że nawet zaczynam żałować, że sobie tego nie kupiłem w mp3.
– Tu się zgadzam. Pamiętasz, że gadaliśmy o Spectorze?
– Mhm.
– No to to jest taka nowoczesna spectorowska płyta, nie będę ci zresztą poza tym dużo o niej nawijał. Zajrzyj sobie na bloga Piotrka Kowalczyka, poczytasz więcej.
– Podasz mi link?
– Http://popjukebox.blogspot.com/2009/05/spectres-of-spector.html.
– Ale klikalny mi podaj.
– Nie ma sprawy: http://popjukebox.blogspot.com/2009/05/spectres-of-spector.html.
– No, mądrze pisze ten Kowalczyk.
– Nie zgrywaj idioty, przecież go znasz.
– No dobra. Wygrałeś. W ogóle dziś wygrałeś. Ale mam prośbę. Powiedziałbyś jeszcze coś o Rapidshare i Dodzie na koniec? Bo tak sygnalizuję w tytule tej rozmowy…
– Mogę powiedzieć, że wolę Rapidshare od Dody.
– ???
– No tak. Z Rapidshare’a zawsze można zawsze ściągnąć Dodę, a nie słyszałem, żeby się dało odwrotnie. Chociaż różne rzeczy się czytało tu i ówdzie o ściąganiu tego i owego.
– Wiesz co? Następnym razem porozmawiajmy o czymś poważniejszym.
– W porządku, ale jak już jesteśmy przy duperelach: znasz już nowy o twojej starej?
– No?
– Twoja stara wchodzi na twojego bloga już tylko przez link na Porcys.
– Słabe strasznie.
– Ale jakie prawdziwe.

12 responses to “Z notatnika schizofrenika, czyli dalszy ciąg dialogu o Rapidshare, Dodzie i Bogu

  1. Dobry ten dialog 🙂

  2. Mi sie tez ten dialog podobal.

  3. Prawie zapomniałam o istnieniu tego zespołu, ale dziś z dna szafy wygrzebałam ich poprzedni album „Let’s get out of this country”. Też całkiem niezły. Takie soczyste, pozytywne melodie doprawione już nie tak optymistycznymi tekstami .
    Powoli przyzwyczajam się do tych dialogowych recenzji. Szczypta dramaturgii dla dwóch aktorów… Pod jej wpływem kupiłam opisywaną płytę, ale na polskim merlinie. Mam nadzieję, że zamównie zostanie zrealizowane, bo z tym sklepem to bywa różnie. Już, już jest, a potem okazuje się, że jednak nie ma.

  4. „French Navy” piosenką wiosny. Nie może być inaczej.

  5. Póki co jedna z bardziej melodyjnych płyt roku (najbardziej?). I świetnie brzmi. Ale i bardzo tymczasowa – gdy liczba przesłuchań zrobiła się dwucyfrowa, zacząłem się poważnie zastanawiać nad podarowaniem jej komuś zanim zamęczę CO na śmierć (albo oni mnie).

  6. panie Bartku, tak pan krytykuje w jednym z postów czerstwe teksty z recenzji innych blogerów/krytyków, a sam pan stosuje czerstwy porcysiowy motyw z kolesiowym dialogiem. szczerze – nudy!

  7. @niki –> spróbuję nad sobą popracować, ale coraz mniej czasu mi zostało… 😛

  8. Pingback: La Buena Vida « eMjotKa

  9. Panie Bartku, brawo za pomysł na recenzję w formie dialogu. Ja bym w zyciu na cos takiego nie wpadła 🙂
    Pozdrawiam!

  10. Pingback: 35 najlepszych płyt roku 2009 « CHACIŃSKI

  11. Przecież James to piękny utwór

  12. Pingback: fundacja-kaprowicz.org | Siedem piątek z Bartkiem Chacińskim (2)

Dodaj komentarz