Six, six, six, the number of the beast

Osobiście nie mam nic przeciwko szóstkom. Wręcz przeciwnie. Szóstka to ocena, którą sam uważam za dobry punkt odniesienia i którą sam stosuję. Ba, w zasadzie nawet (biorąc pod uwagę moją redakcyjną działalność w „Przekroju”) nawet w pewnym sensie lansuję.

Szóstka jest dobra, bo doskonale przekłada się na utrwalony u nas – i nie najgorszy, śmiem twierdzić – system szkolnych ocen. Jest też dobra, bo trudno się ją tłumaczy na modny w Ameryce system od 0 do 10 z dziesiątymi częściami punktów (vide Pitchfork), którego nie lubię. Jest swojska i tutejsza, bez oglądania się na trendy. Jest wreszcie powszechna, bo polskie media zaczęły ją przejmować i uznawać, a na końcu wiele z nich szóstkę stosuje stale – i dobrze.

Szóstka jest zła tylko w jednym przypadku. Kiedy jest nadużywana.

Niestety, z tym ostatnim mam do czynienia coraz częściej. Skarżę się jako czytelnik, nie jako autor. Dodatek „Kultura” kupuję w końcu karnie co piątek za własne pieniądze, żeby sprawdzić, co też w muzyce piszczy, bo dają na nią tyle miejsca, że wszystkie inne media w Polsce mogą zawstydzić, a piszą ludzie, do których mam szacunek. Ostatnio zawstydzili przy okazji „Kind Of Blue” Davisa, „Smells Like Teen Spirit” Nirvany, „Biały album” Beatlesów czy inne „Loveless” My Bloody Valentine, czyli takie tam typowe płyty, co do których większość słuchaczy pewnie by się zgodziła, że się łapią na szóstkę. Zawstydzili, pokazując, że inne albumy na szóstkę to „There’s Me and There’s You” big-bandu Matthew Herberta, „In Ear Park” grupy Department Of Eagles, album Marnie Stern z jakimś długim tytułem oraz „LIfe Like” The Rosebuds. Cztery klasyki w jednym tygodniu. Niezły strzał. I nie pierwszy.

Ja tam niczyjego subiektywnego zdania nie podważam, każdy człowiek piszący o muzyce co jakiś czas ma fanaberię, żeby dać szóstkę, nawet wbrew wszystkim innym. Sam dawałem. Ale apeluję o zdrowy rozsądek, bo nam się skala skończy, a ja (ciągle jako czytelnik) nie będę zainteresowany żadną z tych wybitnych płyt, jeśli wszystkie zachwalane są jako identycznie wybitne.

Po drugie, diabelny nadmiar szóstek (który nie jest tylko domeną „Kultury”, o nie – oni mnie tylko rozsierdzili dziś z rana) budzi moje (ciągle jako czytelnika) uzasadnione wątpliwości. No bo jakże to dawać szóstkę KOLEJNEMU już orkiestrowemu albumowi Herberta, skoro zaletą tego projektu była świeżość i nowatorstwo? Jakże to dawać maksa za płytę-hołd dla The Church, grupy, która moim zdaniem nigdy nie nagrała płyty na piątkę? Jakże to dawać sześć za „wspólny jam Steve’a Vai i Deerhoof” (z moich subiektywnych obliczeń wynika, że nawet gdybyśmy średnią wartość wykonawców w skali sześciopunktowej dodali, to dwa punkty plus trzy w połączeniu daje w tym wypadku pięć – no, chyba że mielibyśmy je mnożyć 🙂 ?  Jakże to dawać sześć punkcików za dobrą płytę fajnej grupy, pisząc zarazem, że solowe projekty jej lidera są lepsze? Toż to się nie godzi.

Proponuję wyznaczyć kary za szóstki. Najlepiej dotkliwą. W redakcji „Przekroju” kiedyś myśleliśmy, czy takiej kary, względnie podatku, nie wprowadzić – żeby nie było inflacji szóstek, każdy musiałby zapłacić symboliczną kwotę na zbożny cel, albo postawić drogi alkohol. Albo inaczej – wyobraźmy sobie szóstki inaczej. Jak szóstkę w totka. Albo sześć palców jednej dłoni u człowieka. Rodzaj wyjątkowej cechy, wybitnej mutacji. Możliwy, ale niezwykle rzadki. To byłaby (moim zdaniem, już jako piszącego, a nie czytającego) dobra analogia szóstki w sztuce.

Gdyby ktoś chciał się tu wpisać w to ponure (choć podobno radosne) jesienne święto, to proponuję mu wpisać jakieś ostatnio zaobserwowane szóstki. Wynajdujmy szóstki jak w średniowieczu (zainteresowanych proszę sprawdzić, skąd się wzięło powiedzenie „pal sześć”…). Chociaż (jeszcze raz z punktu widzenia słuchacza i czytelnika, ale już po raz ostatni) życzę sobie i Wam jak najwięcej szóstek.

25 responses to “Six, six, six, the number of the beast

  1. miś taki uszaty

    dodatek kultura jest do jakiego tytułu? dziennika?

  2. Pełna zgoda. Poszedłbym nawet nieco dalej w swoim postulacie. Otóż krytycy sztuki powinni powstrzymać się z wydawaniem tych najwyższych ocen. Ta nasza przysłowiowa „szóstka” to stadium wymykające się obiektywnej ocenie dzieła. To połączenie geniuszu z artysty z nieprawdopodobnym wręcz napięciem emocjonalnym odbiorcy podczas słuchania tegoż utworu. Tak więc ta najwyższa nota z góry zakłada ogromny wkład subiektywizmu. Oczywiście cały system oceny opiera się na sporych dawkach relatywizmu, jednak ja ciągle wyznaję zasadę, iż podejmując się ocen, krytyk sztuki, powinien do minimum ograniczyć emocjonalne i subiektywne wycieczki.

  3. Najlepiej rozwiązali to na Porcysiu, Szóstki (czyli po ichniemu dziesiątki) dają tylko Radiohead.

  4. wawrzyniec prusky

    A co komu szkodzi dać siódemkę jak sie ujawni dzieło wiekopomne? Technologia nie pozwoli?
    Szóstek skandalicznych nie pamętam, ale pamiętam że „Dirt” Alice In Chance dostało w „Tylko Rocku” ledwie 3, by potem po stokroć być wymieniane jako perła na 5.
    Zdarza się. W obie strony.

  5. wawrzyniec prusky

    PS. Tak mi sie zdaje, że u nich chyba Everestem było 5 gwiazdek.

  6. Miś –> Dziennika, jak najbardziej

    PJerry –> To prawda, że akurat pod względem szastania wysokimi ocenami nie mam Porcysiowi nic do zarzucenia. Tam recenzenci są tak zastraszeni, że boją się wyskoczyć ponad 6/10. 🙂

    Wawrzyniec –> To tylko dlatego, że „Teraz Rock” nie ma szóstki… 🙂 A co do Alice In Chains – akurat to uznałbym raczej za wypadek przy pracy w „TR”. Siódemki naprawdę trudno przyznawać bez rozsądnej paroletniej perspektywy – dopiero ta pozwala oceniać szeroko rozumianą wiekopomność. 😉

  7. Nie mogę dodać komentarza do relacji z Pukkelpop więc próbuję tutaj.

    Dawno nie byłam na tym blogu, nie mogę uwierzyć, że byliśmy na tym samym festiwalu 🙂 Moje top 5:
    1. Menomena (no naprawdę, nie do wiary, że aż tak się różnimy w ich ocenie)
    2. Caribou
    3. Mercury Rev
    4. Sigur Ros (nie widziałam wcześniej, a płyty mnie wręcz nużyły)
    5. The Futureheads (wkrótce zobaczę ich po raz czwarty, ale ten na Pukklu był jak dotąd najlepszy)

    rozczarowania:

    1. Dirty Pretty Things
    2. Editors
    3. Ian Brown (ależ on kiepsko śpiewa, od debiutu Stone Roses jednak mineły lata świetlne)

    Za rok również się wybieramy, mam nadzieję, że Pan również i że tym razem nie przegapimy Pańskiej obecności!

    Pozdr!

    PS. To ja byłam w koszulce Offa! 🙂

  8. Dawno nie byłam na tym blogu, nie mogę uwierzyć, że byliśmy na tym samym festiwalu 🙂 Moje top 5:
    1. Menomena (no naprawdę, nie do wiary, że aż tak się różnimy w ich ocenie)
    2. Caribou
    3. Mercury Rev
    4. Sigur Ros (nie widziałam wcześniej, a płyty mnie wręcz nużyły)
    5. The Futureheads (wkrótce zobaczę ich po raz czwarty, ale ten na Pukklu był jak dotąd najlepszy)

    rozczarowania:

    1. Dirty Pretty Things
    2. Editors
    3. Ian Brown (ależ on kiepsko śpiewa, od debiutu Stone Roses jednak mineły lata świetlne)

    Za rok również się wybieramy, mam nadzieję, że Pan również i że tym razem nie przegapimy Pańskiej obecności!

    Pozdr!

    PS. To ja byłam w koszulce Offa! 🙂

  9. ja pamiętam, że Pana redakcyjna koleżanka, Anna Gacek, dała w Tylko rocku najgorszą notę debiutowi Yeah Yeah Yeahs, potem to wielokrotnie odwołując i zachwycając się ową płytą… 😉

  10. Dałem w tym roku dwie szóstki i całkiem możliwe, że wyskoczę z jeszcze jednej. A więc trzy szóstki \m/
    Ja tam bym się nadużywania szóstek nie bał, gdyby tylko płyt na nią zasługujących było wystarczająco dużo. I oczywiście Mathieu, że kryteria przyznawania szóstek są subiektywne, ale nie mniej subiektywne, niż kryteria przyznawania dwójek czy trójek. Po prostu dżob recenzenta taki, że obok oczywistych obiektywnych przesłanek na ocenę składa się również zupełnie subiektywny gust…

  11. Szubrycht –> Ale nie w jednym tygodniu dałeś te dwie szóstki. A razem z Tobą nie dali szóstek dwaj kolejni recenzenci. Tutaj się chociażby zwykły rachunek prawdopodobieństwa odzywa…

    Snorri –> Mógłbym odpowiedzieć na to tak: „Każdy ma prawo się mylić, ale tylko głupcy trwają w błędzie”, no ale to subiektywne przecież, więc jakoś tak nie do końca pasuje. W każdym razie „odwołanie” czegoś w co się przestało wierzyć uważam za pozytywny aspekt, mimo wszystko

  12. Prawda, prawda, w dodatku cały czas zachodzę w głowę, czy mnie aby nie poniosło i czy rzeczywiście szóstkę dać należało 🙂

  13. >Prawda, prawda, w dodatku cały czas zachodzę >w głowę, czy mnie aby nie poniosło i czy rzeczywiście szóstkę dać należało

    TV on the radio – dać nie należało

  14. Pszemcio, ale ja mam akurat wątpliwości w sprawie tej drugiej szóstki, TVOTR będę bronił jak niepodległości. To po prostu IMO najlepsza płyta w tym roku, lepsza od tych kilkunastu (może 20, może 30) piątek o których pisaliśmy w „P”. Więc szóstka, inaczej być nie mogło 🙂

  15. A ja chyba za dużo Scaruffiego ostatnio czytałem, bo nie wiem nawet czy moje najukochańsze F#A# Infinity zasługuje na notę idealną. 9,5/10 to przecież też bardzo dużo punktów 😉

  16. I za to lubię Porcysia bo jeśli tam płyta ma powyżej 6 to można śmiało się nią zainteresować. To znaczy rzadko zdarza się, żeby dobrą ocenę miała płyta ewidentnie słaba.
    Jeśli chodzi o szóstki (w TerazRock były to piątki) to z okresu czytalności tego pisma pamiętam, że Anna Gacek celowała w tym recenzując młode brytyjskie zespoły zespoły (The Strokes i takie tam)

  17. Ale jest jakaś straszna przesada z tymi ocenami TV on The Radio. Poprzedniczki były bardziej szorstkie, wymagające i różnorodne, ale jakże ciekawsze przez to. A tu kanty pozaokrąglane, dla każdego coś miłego, smyki nieraz przewidywalne i słodkie (Family Tree). No głupio, że wypływają na szersze wody w momencie gdy – paradoksalnie – muzycznie się jakby cofają. Oczywiście to subiektywne, oczywiscie to nie jest zły album, no ale proporcje

  18. TVOTR – zgadzam się z Pszemciem, że nie jest to płyta na 6. I niech to będzie dowód głębokiego pluralizmu w obrębie redakcji „Przekroju” 🙂
    Choć danie szóstki co jakiś czas jednej płycie to jeszcze żadne pandemonium, raz jeszcze podkreślam.

  19. staniszewski

    Coż ja na to poradzę że z morza muzycznego kału staramy się wybierać w redakcji perełki? Zgadza się – czasem podniecam się zbyt szybko fajną płytą, która na tle wspomnianego morza wydaje się oazą świeżości, ale czy to grzech? Dziękuję Stwórcy za to że ciągle jeszcze są płyty, które wywołują u mnie ten przedwczesny wytrysk szóstek.
    Słyszałem też wcześniejszą płytę Herberta z Bigbandem i nadal uważam że ta nowa jest wybitna.

    Pozdrawiam brać dziennikarską
    M

  20. pszemcio, Chaciński – jeszcze to odszczekacie 🙂 moje będzie za grobem zwycięstwo!

  21. a w dodatku jak Vernon Reid mówi, że TVOTR to bodzy, to jak śmiertelnicy zwykli śmiecie polimeryzować? 🙂

  22. staniszewski

    Czy ja użyłem słowa „brać” w poprzednim poście? Strasznie przepraszam. To chyba starość.

    M

  23. Staniszewski –> brać brzmi całkiem dobrze (a może dam już jestem stary), oczywiście spowodowałeś wzrost mojego zainteresowania Herbertem, więc skutek jest 😉

    Szubrycht –> dlaczego od razu „za grobem”? Może całkiem niedługo, przy okazji podsumowań roku. Kiedy się okaże, że rzeczywiście nic lepszego nie było.

    W każdym razie mam już kolejny temat na dyskusję: jak się zmieniają sądy o wybitnych albumach w czasie.

  24. Mnie jakos najblizej do tego, co napisalo Drowned in Sound, choc dopiero dzis na to trafilem:

    „A bombshell: as good as it undoubtedly is, this record isn’t going to change your life. Nor will it be considered an OK Computer or a Velvet Underground & Nico in ten years’ time. Did it ever promise to be? Some people seemed to think so, and many still might.”

    A na koncu ocena 9/10. W skali roku raczej mniej dać nie wypada, też z racji tego, że ten TV-rozgłos może światu przynieść wiele dobrego . Ale chociaż „Dear Science” jest dla mnie zdecydowanie najlepszą płytką TV, to i tak po miesiącu od premiery w ogóle do niej nie wracam. Fajnie czasem usłyszeć ich w Trójce i wystarczy.

  25. madee1 –> Ogromnie Cię przepraszam. WordPress sklasyfikował mi Twój komentarz jako spam, dopiero w tej chwili go zatwierdziłem… Fakt, nie zgadzamy się mocno co do Menomeny, ale Ty pewnie widziałaś ich też na Offie, więc może oswoiłaś się bardziej z tym koncertowym brzmieniem.
    Mieliśmy też trochę inny zestaw artystów, których śledziliśmy na Pukkelpopie. Może rzeczywiście za rok się spotkamy na miejscu?? Ja bym bardzo chętnie wrócił w każdym razie…

Dodaj komentarz