Ich legendarne teksty

Teksty piosenek LPD są nierozerwalnie związane z osobą ich autora, Edwarda Ka-Spela. Od lat buduje on w nich własny język (dziwaczne słowa z tego języka pojawiają się w tytułach piosenek, płyt oraz jako przesłania umieszczane na każdym z albumów) oraz ponury, mityczny obraz świata na krawędzi wielkiej katastrofy. Świata, w którym rządzi szaleństwo. Świata rodem z nocnych koszmarów. Być może ma to swoje źródła w dzieciństwie Ka-Spela, kiedy to lider LPD sam był pozostawał przez pewien czas pod obserwacją psychiatrów.

Ka-Spel: Byłem czymś w rodzaju królika doświadczalnego. Kiedy miałem trzy lata, odkryli u mnie współczynnik IQ siegający 160 punktów. To sprawiło, że zainteresowali się mną ludzie ze szpitala Great Ormond Street. Kazali mi rysować wszystkie te obrazki. Aż do dziesiątego roku życia miewałem potem straszliwe koszmary. Będąc dzieckiem, czułem się odizolowany. Było to szczególnie trudne ze względu na miejsce, w którym dorastałem – wschodnią część Londynu, gdzie takiej inności jak moja nie akceptuje się łatwo.

Jeśli spojrzymy na historię, jedną absolutnie pewną rzeczą jest to, że wszystko wokół nas dzieje się coraz szybciej. Rzeczy zmieniają się z coraz większą prędkością, jak staczająca się z góry kula. Naszym zdaniem, jeśli taki bieg spraw będzie się utrzymywał, to czeka nas ogólne przeładowanie, kataklizm. Chcielibyśmy dopasować naszą muzykę jako ścieżkę dźwiękową do tego procesu. Nasze brzmienie jest ogromnym koktajlem, w którym elementy dawnej muzyki wymieszane są z absolutnie nowoczesnymi, jak samplery i syntezatory.

Mimo wszystko nie jesteśmy pesymistycznie nastawieni do nadciągającego kataklizmu. Wierzymy w to, że przyszło nam żyć w najbardziej znaczącej epoce w historii naszej planety. Powinniśmy pielęgnować to, co widzimy i czujemy w tych interesujących czasach. To stąd wypływa nasze hasło: „Śpiewaj, póki możesz!” (Sing while you may!) i tytuł płyty „The Crushed Velvet Apocalypse”. Apokalipsa może oznaczać po prostu zmianę. To tak jak „Śmierć” w talii kart Tarota: nie oznacza ona śmierci jako takiej, lecz jedynie drastyczną zmianę.

(…) Moim ulubionym pisarzem jest chyba Harlan Ellison, amerykański autor fantastyczno-naukowy, chociaż w zasadzie nie tworzy science fiction, raczej literaturę psychologiczną. Lubię też Roberta Sheckleya.

Tyle wypowiedzi samego Ka-Spela na temat jego tekstów. Jedno jest pewne: są one niezwykle trudne do przytłumaczenia. Czasem trudno wręcz uchwycić prawdziwy sens oryginału, a co dopiero oddać go w naszym języku. Chcąc przedstawić kilka najbardziej reprezentatywnych tekstów LPD, musiałem zrezygnować z tych najbardziej enigmatycznych. Szkoda byłoby przekręcić je i źle zrozumieć.
Z zupełnie innych powodów zrezygnowałem z oryginalnych wersji tych tekstów: po prostu zabrakłoby na nie wszystkie miejsca w tej broszurze. Może kolejne wydanie „Legendarnej Różowej Księgi” zawierać będzie coś jeszcze, jakieś nowe tłumaczenia… Nie wiem jednak, czy to nowe wydanie kiedykolwiek powstanie, więc na razie cieszmy się tym, co mamy i śpiewajmy, póki jeszcze można!
Bach

PS Niektóre teksty są niepełne: dotyczy to głównie tych, które ktoś kiedyś spisał ze słuchu. W takich wypadkach zaznaczam przy tekście, że chodzi jednynie o jego fragmenty.
Wszystkie teksty starałem się uporządkować w kolejności chronologicznej: od najstarszych do najnowszych. Warto jednak pamiętać, że nie zawsze data powstania tekstu musiała się pokrywać z datą nagrania piosenki, a ja przy porządkowaniu tego zestawienia kierowałem się właśnie datami nagrania poszczególnych płyt LPD.
Jeśli ktoś chciałby poczytać ulubionego autora Ka-Spela, Harlana Ellisona, to polecam stare numery miesięcznika „Fenix” oraz dzieło „Droga do science fiction”, gdzie znalazły się pojedyncze opowiadania tego pisarza.

City Ghosts
(Duchy miasta)
fragm.

Kiedyś był czas tajemnic
Szliśmy przez las, trzymając się za ręce
Oglądaliśmy nasz złocisty pałac
Zbieraliśmy magiczne grzybki
I frunęliśmy w chmury

Tańcz dla starych kropek z nowymi kropkami
Tańcz dla starych dni taniec na nowe drogi
Tańcz dla tych, o których nigdy nie słyszeliśmy
Tańcz dla miejsca, o którym nikt nawet nie mówi

Dziś wieczór czuję szczęśliwą nostalgię
A proszek w kieszeni krzyczy:
„Zjedz mnie zjedz mnie zjedz mnie”
W moim wieku mógłbym zwariować
Bo wiem, że czujesz to samo
Widzę to w twoich oczach

Inferno

Na zawsze zgubiony
Lecz nie zapomniany
Wiszący na sznurze
Niebo było czarne

A wino – zepsute
Nie tracił nadziei

Dookoła żywioły
Szemrały przekleństwa
A Syzyf rzucał kamienie
Tymczasem on mruknął
„Wszystkie te kije i kamienie
Nigdy nic mi nie zrobią”

One nie mogą mnie dotknąć,
ale mi nie ubliżajcie!
Nie możecie mnie dotknąć,
ale mnie nie obrażajcie!
Nigdy mnie nie dotkniecie,
ale mnie nie poniżajcie!
Nikt z was nie zdoła mnie dotknąć,
lecz nie rzucajcie mi wyzwisk!

… kije i kamienie…

…Syzyf…

Illusion
(Iluzja)

Sen
To jest sen
To wielka jest
Eksplozja znaczeń

Tanz der China Dolls
(Taniec lalek z porcelany)

Zamień imię na numer
Znajdź klatkę i łańcuch
Idź po talerz i podsuń…
Karm to każdego następnego dnia
Utrzymuj bez zmian otoczenie
Rodzinę trzymaj z daleka
Dbaj żeby było przytomne
Dbaj żeby było bezpieczne
Zabierz stąd ten sznur
To lubi się bawić
(Szczególnie z sobą samym
kiedy nikt nie patrzy)
Zapal światło!
Wezwij innych…
Stańcie wkoło
Tak, żeby się zawstydziło
Każcie mu spłukać cały ten bałagan
Powiedzcie mu: „Bóg umarł”
A potem każcie mu się modlić

I spotkałem ją w parku
Zmieniła się
Uchylała się za każdym razem
Gdy próbowałem jej dotknąć
Kiedy próbowałem powiedzieć
Że już po wszystkim…

Koszmar się skończył
Zacznijmy wszystko od nowa
Już bez bólu…
Bez rozpaczy…
Ale jedynym słowem było „przepraszam”
To w ich stylu…
Więc przesłała tylko całusa
I także powiedziała „przepraszam”
Jesteśmy potłuczonymi lalkami
Z chińskiej porcelany…

Hauptbanhof
(Dworzec Główny)

Dźwięki pomruków poalkoholowych
Wyciągnięta ręka żebraka
Znak śmierci nad okiem
Dwie muchy toczą zapasy
Na jego płaszczu przeciwdeszczowym
Kopulując w rytm muzaka
Ale ludzie tylko przelatują obok…

Znajduje toaletowe sanktuarium
Nogą przytrzymuje drzwi
Robi przerwę na szluga
Dobry, bo mentholowy
Odrzuca w tył głowę
I marzy o górach
Wciąga w płuca muzaka…

I kiedy pijany wieczór
Opluł ścieżkę do mdłej nocy
Wśród tłumionych przekleństw zgasły światła
Krzyknęła młoda pielęgniarka
A wraz z nią krzyknął gliniarz
Gliniarze lubią randki przy muzaku…

Miał apatyczne epitafium
Na grobie nie ma nawet imienia
Pochowali go we wtorek
Padało
Nikt nie przyszedł…
Byli zajęci słuchaniem muzaka

Premonition 13
(13. Przepowiednia)

Gdybym dał ci moją rękę
Czy pogryzłbyś ją i obdarł do kości?
Gdybym dał ci moje oczy
Czy wyłupiłbyś je i zmiażdżył o kamień?
Gdybym dał ci moje serce
Czy zjadłbyś je jak głodny, rozwścieczony pies?
(…)

Model naturalnej wielkości
Wyciśnij klej i zobacz, co zostało
Nowe Pompeje!!

Co zostało?! Co zostało?!
Zostałeś ty!
Zostawiłeś mnie złamanego
Zgiętego wpół na krześle przed telewizorem
Woda kapie z rozkręconego kranu
Szklane oczy patrzą przeze mnie na drugą stronę
Nie zostało już nic do ukrycia
Zabrałeś wszystko, teraz to tylko skorupa
Jest ciepło, tak, świeci…

Gdybym dał ci moją rękę
Czy pogryzłbyś ją i obdarł do kości?
Gdybym dał ci moje oczy
Czy wyłupiłbyś je i rozgniótł o kamień?
Gdybym dał ci moje serce
Czy przybiłbyś je do słupa i sprzedał na licytacji?

Ciemne żarcie
Mięso w miąższ
A skóra w skórę
Chleb się staje moim ciałem
Wino zmienia się w mą krew
I mam nadzieję, że się od nich rozchorujesz

Go Ask Alice
(Idź zapytaj Alicję)
„Zamaskowany” tekst, który w oryginale odtwarzany jest od tyłu:

Słuchajcie, mam ostateczny dowód na to, że nową Liczbą Bestii jest 84. Miałem jej wizję – była ubrana w biel i miała anielskie oczy. No, wiecie, to naprawdę czysta bestia, he, he… do kąpieli dodaje Ajaxu. Naprawdę, sprytna bestyjka!

666… Właściwie to kto wymyślił liczbę 666? To pewnie znów ci goście, którzy robią o tym filmy i… Do licha, ależ to nudne – zupełnie jak Gregory Peck, a ja nie znoszę Gregory Pecka, to prawdziwy palant… To znaczy, on jest po prostu jednym z tych przygłupiastych gwiazdorów filmowych i…

Noffnio scuffnit taur… Noffnio scuffnit taur….

To naprawdę głupie… Nie mogę was zrozumieć, jak mówicie bzdury… Chodzi o to, że niektórzy ludzie potrafią mówić tylko bzdury – naprawdę, wiecie, co mam na myśli… Raz szedłem sobie ulicą i nagle ktoś wrzasnął do mnie „It yitzhniak!”. To było rzeczywiście dziwne i po prostu kompletnie się nie kleiło… zresztą, kto wie… dziwne…

Wiecie, takie tam… aniołki, bestyjki… Wiecie, niektóre gobliny paradują w tych butach nabijanych ćwieka… A, tak, tak, oczywiście, bardzo chętnie skosztuję „herbaty”! Tak, nooo…

Mmmm.. Ach… Naprawdę lubię, wręcz uwielbiam te ziółka… Kubek? Tak, mam kubek… a gdzie jest łyżeczka? O, dziękuję!

Jakiekolwiek tajemnicze dźwięki mogłyby… Czy my możemy wydawać jakiś inny rodzaj dźwięków? To by brzmiało przekonywająco – jak prawdziwa rozmowa.
Och, myślę, że pokrzyczałby trochę… No pewnie, coś w rodzaju… Taaak, mo… moglibyśmy zacząć od „Noffnio scuffnit taur”…

(dalej rozmowa zamienia się w nic nie znaczący bełkot słów…)


A Strychnine Kiss
(Pocałunek ze strychniną)

Dumne katedry z ciętego szkła przebijają chmury
Dlatego zawsze pada, gdy modły wznosimy do góry

Chrystus się pochyla, potrząsa głową i śmieje
Bo wino jest bułgarskie, a chleb jest tylko chlebem

Bez skupienia, bez treści, bez sumienia nawet
Papież stuka obcasem, wydając nowe prawo

Zniszczone chorobą Stado krzyżem pada
Przetrwał tylko on i księży gromada

Za siedmioma górami garniec złota leży
Lecz schowany jest w worku i do Polaka należy

W każdym ze znanych języków potrafi coś sprzedać
Ale jeśli to zebrać – wychodzi bilet do piekła

True Love
(Prawdziwa miłość)

Skrzydełka kurczaków, diamentowe pierścionki
Dałbym ci wszystko
Dosiadłbym tygrysa
Przeszedłbym po drucie kolczastym
Od ściany do ściany
Dla ciebie wszystko
A gdybyś poprosiła
Założyłbym żelazną maskę
Och! Dla ciebie jadłbym szkło
Dla ciebie wszystko

Wskaż chmurę, a polecę tam
Wypiję ocean, jeśli tego chcesz
Jeśli miłość jest ślepa
To wydłubię sobie oczy
Nie ma nic, czego bym dla ciebie nie spróbował

(A ty wciąż mówisz, że mnie kochasz
Zaciągając zasłony
I pompując we mnie morfinę
I unoszę się jak balonik
Może myślisz, że nie słyszę
Jak krzyczysz i krzyczysz…
Ale bądź spokojna
Słyszę każde słowo

Waiting For The Cloud
(Czekając na chmurę)

Rzeka stała się tęczowym gulaszem
Ryby dusiły się i przeklinały
Spragnione psy pluły ogniem
Tarzały się w kleju i wybuchały
Latały futrzane kulki
Drzewa umierały
Łysiały okaleczone mlecze
Wszystko to oglądaliśmy w kolorze
A teraz czekamy na chmurę

Matka na siłę karmiła niemowlę
Wlewała w nie mleko
Które, bulgocząc, wypływało z powrotem
Próbowała je karmić pigułkami
I chociaż już śmierdziało
Wydawało, że spogląda z wdzięcznością
Owinięte w jej płaszcz
Nie powróci już i nie urośnie…
Wszystko to oglądaliśmy w kolorze
A teraz czekamy na chmurę

Krokodylom wyrosły skrzydła
Zdechłe owce wypełniły pola
Dzieci dosiadły szarańczy
Strzelając z procy do wszystkiego
Co dało się zabić i zjeść na surowo
Wszystko to oglądaliśmy w kolorze
A teraz czekamy na chmurę

Powiedziano nam, że to się stanie za 15 dni
Zaczęliśmy kopać schrony
Głębsze dla wyselekcjonowanych
Płytkie dla starych, schorowanych,
Wyrzutków, biedaków, ćpunów,
Kryminalistów i dziwek
Jest nas tu więcej
Są czerwoni i żółci
Czarni i niebiescy
Jesteśmy tu ja i ty
Czekamy na chmurę

Cloud Zero
(Godzina zero)

Wydałeś wszystkie pieniądze
Straciłeś wszystkich przyjaciół
Jesteś daleko od domu
I patrzysz na samoloty
Wysoko na niebie
I płaczesz
Chciałbyś potrafić tak latać
Lecz jesteś już zbyt wysoko
I zmierzasz donikąd

Hellsville
(Piekielniewo)

Wzrok utkwiony w samotnej gwieździe
Nad ranem, w dzień czterech Mścicieli
Na splamionych krwią schodach nadziei
Zapomniany, dźwigający swój krzyż
Jak winne dziecko
Czekające na powrót ojca do domu
On potrzaska nam grzbiety, połamie kości
Żelaznym prętem wywoła
Dreszcz wzdłuż kręgosłupa
Pobici, idziemy w szeregu
Nasza jedyna ucieczka to ognisty piec

Weź nas szybko, zabierz nas do…
Piekielniewa (Bije dzwon, lufę zbliż i nadstaw skroń)

Lecz mimo to nie umrzemy
Bo nie możemy dość zapłacić
Nasz słodki Pan może jest miłosierny
Ale lubi twardą grę
Piekło jest tam, gdzie coś się dzieje
Oni przylecieli z samotnych gwiazd
W poszukiwaniu rozrywki
A my jesteśmy gwiazdami sceny – atrakcją epoki

Kup bilet, poczuj nasz ból
Boże, to niesłychane, to krzyk rodem z…
Piekielniewa (Bije dzwon, lufę zbliż i nadstaw skroń)

I Love You In Your Tragic Beauty
(Kocham cię w twym tragicznym pięknie)

Obserwowałem cię w twym tragicznym pięknie
Jak szłaś pod moim oknem
Oczy miałaś wzniesione ku górze
Ale wzrok niewidzący
Z pewnością nie dostrzegłaś mnie
Nosisz zawsze tę samą sukienkę
I wyraz twarzy w stylu
„Ten świat nie zna miłości,
Więc po co patrzeć?
Niech będzie tak, jak jest”
Chciałbym ci rzucić różę
Albo pomachać chorągiewką
Doprowadzić do nawiązania
Choćby najkrótszego kontaktu
Lecz natrafiam na przeszkodę
Wyznaję, że cię obserwuję
W tragicznej izolacji
W strachu
Tak jest już od lat
Tak zawsze będzie

The Safe Way
(Bezpieczne życie)

Prawa dłoń chwyta
Lewa dłoń przesuwa
Wpada kilka groszy
Pudełka jadą dalej
Nigdy nie ma przerwy
Ona pracowała ślepa przy taśmie
Schylona, popędzana…
Piruet

Bez myśli, bez radości, bez żalu
Papieros wisiał na sznurku
I po każdym tysiącu
Spakowanych pudełek
Zaciągała się w nagrodę
Odnajdując swą wyspę

Lecz zabrzmiała syrena
Trzasnął bat
A niespakowana góra
Zwaliła jej się na kark
Znów przełączyła się
W szalony automat

Wyczyść, przekręć, nastaw
Maszyna brzęczy bzzzzzz
Błysk
Swietliste laserowe ostrze kłuje
„Bądź posłuszna!”

Bez odpoczynku, bez rozrywki
Nie ma czasu

Pracowała przy taśmie
Płacili nieźle
Swą wyspę znajdywała w lipcu
Siadała na kamieniu
Cichutko brzęcząc: bzzzzzzz

Płacili nieźle
Pracowała przy taśmie
Swą wyspę znajdywała w lipcu
Siadała na kamieniu
Cichutko brzęcząc:
„Bądź posłuszna!”

Princess Coldheart
(Chłodna księżniczka)

Chłodna księżniczka przymykała oczy
I czekała na śmiałka, co swym pocałunkiem
Rozerwie łańcuch u jej warg
Stali tam dumni, pełni nadziei
A któremu się nie powiodło
Tego natychmiast uśmiercała

Na swoim tronie z ciętego szkła
Siedziała już od czterdziestu lat
Bez dźwięku, bez jednego słowa
A sto tysięcy konkurentów
Leżało martwych tylko dlatego
Że nie potrafili jej uratować

Na pałacowym dziedzińcu
Między grobami i rzędami krzyży
Zakwitają prześliczne kwiaty
Służący zaś zrywają je
I dekorują jej komnaty
Jakie to wzruszające!

Ci najdzielniejsi próbowali
Nawet francuskich sztuczek
Niektórzy tylko dotykali jej rąk
Inni wyśpiewywali wiersze
Albo wręczali drogie dary
Lecz wyczuwała, jak ich trawi
Paląca żądza pieniądza
Jeden za drugim umierali

Lecz pewnej październikowej nocy
Skromny wiejski głupek
Ujrzał księżniczkę i poczuł dreszcz
Chwycił więc kamień
Rozbił tron
Wziął ją za rękę i zabrał do domu

Żyją odtąd już zawsze szczęśliwie
On nosi jej łańuch na swojej piersi
A ona pozwala całować mu swoje
Jakie to wzruszające!

Third Secret
(Trzecia Tajemnica)

Nowi męczennicy dyndają na wietrze
Ich martwe oczy wypatrują mesjaszy wśród gwiazd
Ich ciała noszą piętno braku spowiedzi
Braku ustępstw i braku współczucia
Śmiech z pierwszego szeregu
Rozlega się teraz w barach
Nad kurczakiem w koszyku
W najciemniejszym kącie centralnego dworca
Owiewa ducha, który kiedyś
Prowadził Rommla na pustynię
Rozłupywał diamenty
Obdzierał ze złota ukryte miasta Brazylii
I mordował dzikusów w Imię Maryi…
Spal czarownicę
Obij batem dziwkę
Która pokazuje swe łydki na sabacie
Przyprowadź dzieci od 1 do 63 lat
Rodzinną daninę
Może pojawi się wizja mesjasza wśród gwiazd?
Teraz wszyscy spowiadamy się
I składamy modły
A ksiądz obchodzi dokoła
Nasze danie wieczoru

Nasza Pani sprzedaje chusteczki do łez
Za wszystkie te lata błogosławionego gwałtu
W imię naszego słodkiego Pana!

Belladonna

Belladonna
Szkliste oczy jak błękit morza
Belladonna cię widzi
Ale to tylko złudzenie
Bo ona widzi tylko szarość
Belladonna
Lodowata, wstrząśnięta, niemieszana
Belladonna
Szepnij tylko słowo
A ona zmyje cały dzień
Powoli, latami umierałem
A ona znalazła lekarstwo na łzy
Niby nic nadzwyczajnego
Ale żadna śmiertelna istota
Nigdy nie miała takich oczu
Belladonna
Piękne imię dla niewolnicy
Belladonna
Krzyk z grobu sięgający gwiazd
„Zapamiętam nasz świt”

Evolution
(Ewolucja)

Gdyby Bóg był jajkiem
Gdyby szóstka była dziewiątką
Gdybyśmy nigdy nie odmierzali czasu
Tylko zabijali go w ogrodach przyjemności tworzenia
Gdybyśmy nigdy niczego nie brali
Lecz tylko dawali
Gdybyśmy umieli wybaczać
Zapominać i zmieniać swe czyny
Gdybyś nigdy nie rzucił tego kamienia
I nie rozszczepił atomu
Gdybym samotnie żył w kajdanach
Niczego nie widząc i nie czując
Gdybyśmy się dzielili tym, co mamy
Zamiast tylko gromadzić…
Gdybym nigdy nie żył
Gdyby…
Gdybyśmy kiedykolwiek…
Gdybyśmy nigdy nie schodzili na ziemię
Ale wciąż tylko szybowali bez celu
Płakali bez powodu
I choć na chwilę zatracili się
W pięknie tego wszystkiego
Wtedy, być może, w kolejnym wcieleniu
Bylibyśmy delfinami

Lilith

Szesnaście odcieni rozpaczy
W bezgwiezdną noc bez ucieczki do świtu
Ona obejmowała piasek
I przeklinała burzę
Przez szesnaście dni bez nadziei na jutro
Rozpaczający przyjaciele odeszli
A miłość umarła nienarodzona

Życiowe aktorstwo
Unikanie dotyku żądzy
Uwalniającego od kłamstwa
Jakim była jej przeszłość
Nieszczera łza schnie pod maską
Pod welonem
Pod przyłbicą
A złośliwe duchy śmieją się z niej
Bo zawsze była
I zawsze będzie
Sama

Crushed Velvet
(Gnieciony aksamit)

Twoimi oczami
Obserwowałem czerwone słońce
Wschodzące, a potem powoli
Rozpływające się w martwym morzu

Twoimi oczami
Obserwowałem twą rękę
Wznoszącą się i łamiącą tuzin drzew
Jakby były suchymi liśćmi

Twoimi uszami
Słyszałem śmiech gór
I krzyki banshee
I jak posąg Mahometa rzuca kostką
Do plastykowego Buddy
Wrzeszcząc: „Chryste, znowu szóstka
Już chyba czas się zbierać
I wracać powoli w Nirwanę!”

Twoimi zmysłami
Całowałem umierający czas

I tak to wszystko toczy się dalej
A my stoimy samotnie wśród głazów
Układając z nich kręgi

The Philosophy
(Filozofia)
tekst Edwarda Ka-Spela dla angielskiego pisma „Spiral Scratch”, luty 1991

„I tak to wszystko toczy się dalej, a my stoimy samotnie wśród głazów, układając z nich kręgi…”

Od zarania czasu zawsze poszukiwaliśmy odpowiedzi i znajdowaliśmy tysiące różnych odpowiedzi. Kręgi w kręgach. Korzenie naszego szaleństwa tkwią – w skali globalnej – w naszym codziennym łażeniu po supermarketach. Po prostu tam nie ma żadnych odpowiedzi – jesteśmy pionkami w grze, której reguł sami nie rozumiemy. Hyekk!
Teraz czas przyspiesza swój bieg i szaleństwo narasta, zbliża się koniec tysiąclecia, a towarzyszy mu złowrogi szept „apokalipsa!”. Jest faktem, że świat zmierza ku końcowi, by przeobrazić się w prażoną kukurydzę – czy to wskutek wojny, czy też katastrofy ekologicznej. Jakże arogancka jest ludzkość, myśłąc, że może z czystym sumieniem gryźć tę rękę, która ją wykarmiła. Czy nie lepiej oddać sią grze i cieszyć się tym czasem zmian? Więc śpiewajcie, póki możecie!
To ekscytujące czasy dla nas wszystkich – może to właśnie najbardziej ekscytujący okres w dziejach całej naszej planety. Legendary Pink Dots oferują ścieżkę dźwiękową dla tego procesu. Przygotowujemy ją naszym prywatnym, specyficznym sposobem, ale mamy szacunek dla innych, którzy także grają w nim swoją rolę. Jeśli ktokolwiek naprawdę szuka odpowiedzi, sugerujemy mu, żeby zajrzał samemu w głąb siebie i zaczął badać te właśnie kręgi. To fascynujące doświadczenie.

Zero Zero
(Zero zero)

Badaliśmy wszystkie przepowiednie
Studiowaliśmy grube tomy filozofii
Robiliśmy wykresy
Wznosiliśmy modły:
„Omni Padhni Disney Iceman Acme Leary
Marx Illuminatus Christus Clarke…”
Wypatrywaliśmy w mroku latających talerzy
Poszukiwaliśmy zaginionych Arek
Próbowaliśmy rozbijać kwarki
A szukaliśmy tylko znaku
Czegoś, co pozwoli dowieść
Że tam ktoś jest
Czy słyszycie?
Bez szans

Wszystko ma gdzieś swoją przyczynę
Czy powracamy na świat po śmierci?
Czy życie jest jak krąg?
Czy zostajemy uniesieni głową w kosmos?
Czy odrodzimy się w winogronach,
Z których powstaje wino,
W które Chrystus zamienił wodę?
Czy jesteśmy krwią?
Czy jesteśmy limoną?
Czy wy żyjecie?
Potrzeba nam znaku, że ktoś tam jest
Czy słyszycie?

Pomniki wciąż płaczą
Królowe pszczół latają
A my staramy się za wszelką cenę
Znaleźć odpowiedzi na pytania:
Dlaczego? Jak? Kiedy? i Gdzie?
Zmierzamy donikąd
Nie ma drzwi na końcu korytarza
Czasu i przestrzeni
Jeśli czas i przestrzeń w ogóle istnieją
Och, będziemy szukać dalej
Jeśli w ogóle istniejemy
Czy słyszycie?

Guilty Man
(Winny)

Wszystko podłączone pod prąd
I nikt nic już nie zrobi
Oprócz mnie, siedzącego w celi
I małpy z włącznikiem
Co jest ważniejsza niż ja
I narzeka, że ma dość mojej historii

Szpiegują mnie
Wsadzają mi nos do kawy
Odbierają przyjemność golenia, kąpieli
Jestem pomiatanym, niewolnikiem
Kopią mi grób
Nie znaczy go imię, lecz tylko hańba
Jestem winny

Winny gra obciążonymi kośćmi
Winny nie może zapłacić rachunku
Winny… nie ma przyjaciół
Winny. To nie kończy się nigdy
Ale głos zza ściany
Odzywa się w mojej głowie
Mimo zaryglowanych okien

Jestem przywiązany do łóżka
Kiedy zegar wybija dwunastą w Noc Męczenników
Głodny ptak śmierci z piekła
Ucztuje na mych oczach
Wtaczam głazy pod górę
Wiszę przybity do krzyża
Prawdziwy grzesznik
Obliczam cenę
Proszę, wystaw mi rachunek!
Jestem winny…

Ghosts Of Unborn Children
(Duchy nienarodzonych dzieci)

Czy słyszałeś, jak płaczę
W nocy, która trwa na wieki?
Czy czułeś, jak sięgam
Z tej Krainy Niebytu?
Królestwo ślepych, przeklętych
Zgorzkniały outsider

Duchy nienarodzonych dzieci
Wyciągają ręce, chwytając pustkę
Z góry skazane
Projekt bez znaczenia
Nie rzuca cienia
Nie odbija się w twym lustrze

Chowają się tuż przed oczyma
A tak trudno znaleźć
Bo poddałeś się na długo zanim w ogóle zacząłeś
Ile bym dał, by żyć choć przez sekundę…

City Of Needles
(Iglane miasto)
fragm.

Moje wspaniałe madejowe łoże
Peep-show w laserowym świetle
Widzę kobietę-węża, jak zagląda przez dziurkę

Zimne jak noże, sprzężone ostrza
Tnące zgodnie z ruchem wskazówek zegara
Hej, żeglarzu, chodź tu i usiądź w mym kokonie
16 minut na krajalnicy
Diabelska symulacja pływalni
Twój pomysł, ich wykonanie, moje zboczenie

Poczuj prędkość światła wwiercającą się
W bezgłowy otwór
I czuj się zwolniony
(…)
Rozpalone żelazo w oczach
I jeszcze gwarancja, że wszyscy przeżyjecie

Spotkasz swój strach i zobaczysz,
że jest większy,
dużo większy niż się tego bałeś
Zapragniesz swojego strachu i zobaczysz,
że jest większy,
dużo większy niż się tego bałeś
Nakarmisz swój strach i zobaczysz,
że jest większy,
dużo większy niż się tego bałeś

Stitching Time
(Tkając czas)

Zgoliłam włosy
Bo wydało mi się to zabawne
I wśród pięknych ruin sfałszowałam rozpacz
Lamentowałam pod murem
Wrzuciłam monetę do fontanny
Teraz suchej jak piasek na kościach nieboszczyka
Nurkuję wprost z chmur
Staczam się z góry
Wstaję w całunie, a śpię, kiedy liczę
Zrzucam maskę, kiedy nikt nie patrzy
Białka waszych oczu należą do mnie
Jestem zapisana w kamieniu
Jestem prochem na waszym dywanie
Gościem w waszym domu, bo serce tam jest
Spróbuj wzlecieć na wietrze
A zobaczysz, że jestem najszybsza
Zawsze mnie wpuszczają
Lecz posiłek jem już sama
Bądźcie spokojni: ja przetrwam
Bo żyję z waszego niebezpieczeństwa
Przyjdę jako przyjaciółka
A odejdę jak nieznajoma
Przyjmuję łapówki
Lecz w końcu mogę się założyć
Że nie masz nic do kupienia
Oprócz odrobiny czasu
Reguły gry wyznaczam ja
Będziesz próbował mnie oszukać
Lecz i tak należysz do mnie
Nie ma przywilejów
I nikt nie zostanie zapomniany
Żyję dla was wszystkich
Ale umrę sama

The Key To Heaven
(Klucz do Nieba)

Naprawili wszystkich kalekich
Wskrzesili umarłych
Zachód słońca w technicolorze
Zastał ich postawionych na głowach
Teraz są na linii frontu
A za nimi kroczy zaraza
Może całe to gówno skończyło się dawno temu
Ale po prostu zapomnieli nam o tym powiedzieć

Jestem dumny z tego, że mnie się udało
Słodkiemu szesnastolatkowi
I chętnie bym się z wami napił
Ale od tego wina wywraca mi się żołądek
A poza tym nie umiem pić przez maskę

Pamiętacie, jak się to zaczęło?
Ten cały szum wokół wyzwalania?
Tego faceta, co nosił beret na bakier
Jak gdyby był jednym z nas?
Z mleka zrobiła się Mekka
Moja twarz upadła na podłogę
Chyba znalazłem klucz do nieba
Tylko nie mogę znaleźć drzwi


Madame Guillotine
(Pani Gilotyna)

Myła ręce 300 razy
Lecz wciąż ociekają krwią
Złapaliśmy ją w przytułku dla ubogich
Ukradła głowę księcia
Wciąż szepczącą: „Bluźnierstwo!”
Bądź miłościw mnie…
Zataczał sią jak kurczak
Zlinczowali go
Pozostawili w agonii
A potem usiedli
I robili na drutach
Błogosław, Panie, szlachetnemu dzikusowi
Gdy przejmuje zakłady
O to, kto będzie następny
Nie zwraca uwagi na kolor skóry…

(Najpierw się wzięli za czerwonych
Lecz ja nie jestem czerwony, więc…
Potem się wzięli za czarnych
Lecz ja nie jestem czarny, więc…
Potem wzięli się za Cyganów
Później za ćpunów i za durniów
Teraz boję się wyjść na ulicę i gwizdnąć
Bo mi przestawią nos…)
Oto jest ogród, w którym żyjemy
I ten ogród umiera
Więc wycinamy wszystko do reszty
Toniemy
Nie ma ucieczki
Wszyscy upadamy

Hotel Z

Przedawkowałem…
Zapadłem w letarg…
Czuję cię blisko
Ale jesteś tak daleko
To tylko surogat
Nie ma ucieczki
Znalazłem drzwi
Lecz zamknięte na klucz
I będę musiał tu zostać

Ale wszystkie moje życzenia się spełniły
Mogę uścisnąć każdą dłoń
A wszystkie drzewa, które zasadziłem
Sięgają nieba i rodzą złote owoce
Mógłbym kupić całą tę planetę
Gdybym tylko chciał
Uczyniłbym ją moją
Tak, utkam sobie gobelin
I będę obserwował
Jak żyjemy na nim razem
Nasze marzenie

Umierające oczy
Współczujesz mi
Mocno ściskam nagrodę
A ona powoli się rozpływa

Nine Shades To The Circle
(Dziewięć cieni w krąg) [chociaż lepiej by było: „Cień świstaka” – tłum.]

Dziś jak co dnia
Zadzwonił budzik
Zabrałem płaszcz
Przełknąłem kawę
Krztusząc się
I wytoczyłem na łeb na szyję
Wprost w padający deszcz
Wiedząc, że muszę przez to przejść
Od tego zależało życie

Roześmiana flądra
Zaśpiewała „Wielką Pandę”
Złym chłopcom Mikołaj daje rózgę
A ja skłamałem raz sam sobie
Nie wiem dlaczego, ale nagle
Wszyscy dokoła patrzyli na mnie
Patrzyli na mnie, śmiejąc się
I popychali…

I jak co dnia
Zadzwonił budzik
Zabrałem płaszcz
Przełknąłem kawę
Krztusząc się
I wytoczyłem na łeb na szyję
Wprost w padający deszcz
Wiedząc, że muszę przez to przejść
Od tego zależało życie.

Spotkałem na ulicy ćpuna
Zapytał mnie, czy nie mam forsy
Po czym wyciągnął nóż i pchnął…

I jak co dnia
Zadzwonił budzik
Zabrałem płaszcz
Przełknąłem kawę
Krztusząc się
I wytoczyłem na łeb na szyję
Wprost w padający deszcz
Wiiedząc, że muszę przez to przejść
Od tego zależało życie

Spotkaliśmy się na peronie
I wzięłaś mnie do swego domu
Ale nie mogłem ciebie dotknąć
Patrzyłem więc jak się roztapiasz
W pięćdziesięciu tysiącach łez
Wybuchło radio
Znalazłem twoje ucho
Owinięte w jedwab
Próbowałem cię stracić…
Straciłem cię…

I jak co dnia
Zadzwonił budzik
Zabrałem płaszcz
Przełknąłem kawę
Krztusząc się
I wytoczyłem na łeb na szyję
Wprost w padający deszcz
Wiedząc, że muszę przez to przejść
Od tego zależało życie

The Angel Trail
(Anioł Stróż)

Zamknij oczy i licz do dziewięciu
Wszystko będzie dobrze
Nic na tej planecie nie może cię poruszyć
Ta chmura należy do nas
Nie ma nic, czego nie możemy mieć
Weź mnie za rękę – będę cię chronił
Nigdy, przenigdy cię nie opuszczę

1001 Commandements
(1001 przykazań)

Nigdy nie skrzyczę cię
Nigdy nie zamknę cię
I drzwi nie zamknę ci
Nie zniszczę rzeczy twych
Choć nigdy nie ma cię
I zawsze jesteś z nim
Schowam me myśli złe
I nie obrócę w czyn
Nigdy nie wyjdę stąd
Żeby nie widzieć was
Nie będę słuchał gdy
Dzwonisz do niego i
Zawsze ci wygrać dam
Wszystkie twe brudne gry

Wezmę na siebie winę
Wyjdę w lejący deszcz
Lecz gdy wykrzykniesz me imię
Zaraz przyczołgam się

Sukienki będę prał
Na straży domu stał
Wyjdę na spacer gdy
Będziesz na górze z nim
A kiedy pójdzie stąd
I będziesz czuła ból
To znowu będę tu
Tak, znowu będę tu
Stoję tu na czworakach
I możesz na mnie wejść
Dodaj mi skrzydeł, a
Pofrunę dokąd chcesz
Bo moja filozofia
Polega na tym, że
Jestem tu tylko, by
Sprawiać przyjemność ci
Jestem podległy jej
Jestem podległy ci
Już pełznę do twych stóp

A Velvet Resurrection
(Aksamitne zmartwychwstanie)
fragm.

Chciałbym wierzyć w szlachetność ludzkiego ducha
Chciałbym wierzyć w to, że tak naprawdę
Ludzkość jest dobra
I że wszystkie te okropieństwa, które widzę
I wszystkie te okropieństwa, o których słyszę
Są tylko ostatnimi krzykami
Gasnącymi widmami
Które zbyt długo już nawiedzały nasze umysły

Chciałbym wierzyć, że ludzkości nie zabraknie siły
By dalej szukać Ostatecznej Odpowiedzi
Chciałbym wierzyć, że do jej znalezienia
Potrzebne będzie proste pytanie
Chciałbym wierzyć, że na to pytanie
Nawet ja mógłbym dać odpowiedź
Chciałbym wierzyć w to wszystko
Chciałbym wierzyć w to wszystko i w jeszcze więcej

Ale pytacie mnie o to w złej chwili
I nie potrafię

To pewne jak cholera, że powrócisz jako delfin!
To pewne jak cholera, że powrócisz jako delfin!
To pewne jak cholera, że powrócisz jako delfin!

Wszystkie tłumaczenia:
Bartek Chaciński, 1996 (+ kilka poprawek 2009)
Rozpowszechnianie dozwolone (a nawet wskazane), lecz tylko za zgodą ich autora

2 responses to “Ich legendarne teksty

  1. Dzięki 🙂

  2. Taka scenka:
    – czas: niedziela, za chwilę zacznie się (pół)finał festiwalu Chopin i jego Europa.
    – miejsce: Empikowa kawiarenka w Teatrze Wielkim
    – rekwizyt: „szafa grająca”, czyli komputerowa baza muzyczna ze słuchawkami
    – występuje: na oko 15-letnie dziewczynka w różach i seledynach

    W oczekiwaniu na kawę patrzę jej przez ramię, jak w wyszukiwarkę wrzuca „PINK”. Wyświetla się dyskografia Legendary Pink Dots.

    Bohaterka się nie zniechęca, i próbuje pierwszego lepszego utworu. Po 10 sekundach robi wielkie oczy, przewija, zatrzymuje, przewija, waha się, i zapuszcza inny kawałek. Poprawia słuchawki, chwilę się gapi w ekran, a potem postanawia dać jeszcze jedną szansę.

    Po kilkunastu sekundach zdejmuje słuchawki i z dziwną miną podchodzi do sąsiedniego automatu, na którym jej kolega bezbłędnie odnalazł to, czego szukał, i zaczyna się dyskusja o Jonas Brothers.

Dodaj komentarz